![]() |
Zupełnie nie rozumiem tej okładki... |
Romansowe porozumienie między bohaterami nie musi być oparte na erotyce. Od wielu dziesięcioleci przekonuje o tym Charlotte Brontë (cudowna Jane Eyre), a nie tak dawno, w kilku książkach - Sparks czy Jojo Moyes w Zanim się pojawiłeś. Nawiązanie do tej ostatniej książki widać nawet w tytule. Emily Houghton przekonuje w tej książce, że bohaterowie nawet nie muszą się całować, żeby odbiorca otrzymał opowieść o miłości.
Alice i Alfie muszą nauczyć się życia po wypadkach. On stracił przyjaciół i nogę, ona, poparzona, straciła swoją twarz, a wraz z nią - pewność siebie. Trzydziestoletnia kobieta, dla której praca była wszystkim, walczy o to, by jakoś żyć. To "jakoś, jakkolwiek", jest tu kluczowe. Alfie ukrywa się pod maską żartownisia, Alice - za parawanem. Za dnia mają dla siebie złośliwości, w nocy - szczere rozmowy. Do końca nie wierzyłam, że ta książka będzie miała happy end. Coś było w niej dogłębnie smutnego i rzeczywistego, innego niż hurraoptymistyczne romanse, w których niby są jakieś przeciwności, ale tak naprawdę to ich nie ma.
Czy wzruszyła mnie ta książka? Tak, ale bez przesady. Nie było w niej nic na wyrost, żadnej nastawionej na odbiorcę gry na emocjach, bohaterowie pogrążeni w swoich dramatach, czytelnik - poza nimi. Cieszę się, że jeszcze ktoś chce wydawać takie książki.
Emily Houghton, Zanim Cię zobaczę, tłum. Anna Dobrzańska, Albatros, 2021
Lubię Brontë jak i powieści Jane Austen. Taki romans, oparty na pokrewieństwie dusz, będzie zawsze o wiele bardziej czarował czytelnika niż opowieści, gdzie więź opiera się jedynie na fizycznym kontakcie (a dwie osoby poza tym jednym aspektem nie mają ze sobą za bardzo nic wspólnego)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zakładka do Przyszłości
Właśnie bardzo mnie to ucieszyło, że to książka w takim klasycznym pod tym względem stylu. Jak widzę kolejne erotyzowane romanse, które trudno od siebie odróżnić, to naprawdę nie wiem, co kieruje wydawcami.
UsuńJa wiem, że w romansach wcale nie są najważniejsze seks i pocałunki, no ale jakby nie patrzeć to we współczesnej literaturze są punkty kulminacyjne, w których uwalnia się napięcie. Chyba nie chcę czytać w książki, podczas lektury której czekam i czekam, po czym nie dostaję nic.
OdpowiedzUsuńAle Sparksa swego czasu uwielbiałam, chyba będę musiała do niego wrócić.
UsuńFakt, w tej książce nie ma takiego kulminacyjnego „wow”, raczej stopniowe przejście od przyjaźni do miłości. Pewnie to sprawia, że ta książka zbiera sporo umiarkowanych opinii.
Usuń