Dlaczego to dobrze, że S. Meyer nie skończyła "Midnight Sun"?

Wiem, że tytuł tego wpisu może okazać się dla wielu odbiorców obrazoburczy. W końcu można by go zinterpretować, że przyklaskuję w nim kradzieży własności intelektualnej. Paskudnemu opublikowaniu zhakowanej roboczej i częściowej wersji powieści, która miała ukazać się z okazji dziesięciolecia Zmierzchu. Autorka, bardzo słusznie według mnie, zareagowała na tę sytuację, publikując na swojej stronie plik z tą zhakowaną wersją (https://stepheniemeyer.com/2008/08/midnight-sun/), jak sama tłumaczy po to, żeby jej fani nie musieli łamać prawa, szukając wersji nielegalnej. 
Tekst, który miał być ćwiczeniem, pisaniem dla zabawy, po to, żeby lepiej zrozumieć swojego bohatera, zaczął dorastać do rozmiarów i ambicji osobnej książki. Co ciekawe, bardzo dobrej młodzieżowej książki, mimo że jest to typowe "przepisanie historii" oczami drugiego bohatera. Ale jakie przepisanie! I jakiego bohatera!
Midnight Sun to Zmierzch opowiedziany oczami Edwarda. Pierwsze rozdziały (w pliku Meyer to ponad 250 stron) są pełne walki, emocji, zwierzęcego instynktu i obrzydzenia do samego siebie. Genialny pierwszoosobowy narrator. I mdła, czyli taka, jaką już znamy, kobieca postać. Choć widziana oczami Edwarda, a nie swoimi własnymi, wydaje się chociaż nieco obłąkana. Co jej się chwali, bo mniej irytuje przez to, że nabiera choćby takiej jakości zamiast swojej standardowej... bylejakości. Bella dość długo dojrzewała i tak naprawdę jest dobrą główną bohaterką dopiero w czwartej części sagi.
Przy całym zafascynowaniu Edwarda i ciągnięciu narracji, a także pięknym opisie zakochania się, wyjaśniającym wszystko, co wydarzy się w drugiej części (w Księżycu w nowiu), książka do tego momentu nie jest jeszcze wtórna. Akcja opublikowanych rozdziałów obejmuje fabułę niewiele dłużej niż spotkanie w Port Angeles. Od tego momentu bohaterowie są praktycznie nierozłączni, więc dalsza opowieść nie wprowadziłaby nic nowego.
A przecież nowością dla czytelnika było nie tylko pogłębienie znaczenia konfliktu między Rosalie i Edwardem czy ucieczka chłopaka na Alaskę. Nowością było obserwowanie rzeczywistości oczami Edwarda - świata tak złożonego, że zwyczajny, ludzki umysł musiałby zwariować z taką intensywnością przeżyć. Odkryciem są relacje Edwarda i Emmetta i praktyczny fabularny brak Jaspera, który jest tylko towarzyszem dla Alice. I był też głównym zakłócaczem stawianych wobec niej zadań. Mimo że Edward przestaje być tajemniczym amantem (chyba też nigdy do końca nim nie był), zyskuje w oczach czytelnika swoją siłą i bezinteresownością. Cała jego postać zmienia się i łagodnieje pod wpływem uczucia tym silniejszego i bardziej gwałtownego, że nie spodziewał się, że w jego egzystencji może się w ogóle pojawić jakaś nowość. 
Midnight Sun daje czytelnikowi więcej informacji o świecie stworzonym przez Autorkę. O pewnej trudnej do zburzenia trwałości, gdy już się pojawi jakiś stan (Edward wyjaśnia to na przykładzie Esme i Carlisle'a, kochających się wciąż jak ludzie odurzeni pierwszą wymianą spojrzeń) czy o trudach funkcjonowania wśród ludzi i niechęci uczęszczania do szkoły średniej.
To niecałe 300 stron, absolutnie warte przeczytania przez czytelniczki Zmierzchu, pozostawiające niedosyt i żal, że nie można przeczytać całości. Jednak... Właśnie. Dokończenie narracji nie miałoby już tego powiewu świeżości i obawiam się, że dalsze rozdziały zniszczyłyby (przez nieuchronne wpadnięcie w fabularną wtórność) ten piękny efekt osiągnięty udzieleniem Edwardowi głosu.
Uwaga: oceniam tę książkę jako dziewczęcą młodzieżówkę i na tle tego, co Meyer zaprezentowała w pozostałych częściach Zmierzchu. Sceptycy na pewno zwrócą uwagę na niedostateczną dojrzałość Edwarda (choć on sam tłumaczy, że w chwili przemiany został jakoby "zamrożony") oraz na powtarzający się w całym cyklu problem braku ambiwalencji w postaci Carlisle'a. Irytujący może też być rozbudowany świat przeżyć chłopaka w odniesieniu do nikłego procenta wydarzeń.

Stephenie Meyer, Midnight Sun, tłum. polskie (niewydawnicze) dostępne w internecie

Komentarze