Przepisana historia o Jane - „Rozdroża” Augusty Docher

Przydałyby się racuchy z konfiturą na tej okładce lub obok niej
Książka Beaty Majewskiej miała być nową odsłoną losów Jane Eyre, jak głosi okładka - powieścią na motywach książki już powstałej. Tymczasem czytelnik otrzymuje dokładnie tę samą fabułę, nieznacznie uwspółcześnioną. Zatem - zamiast motywów powieściowych - przepisanie historii.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że mało znaczące, ale wyraźne motywy zaczerpnięte wprost z Dziwnych losów Jane Eyre, dostrzec można w wielu powieściach - nie zastanawiając się długo, wskazać mogę choćby Przeminęło z wiatrem (sarkazm Rhetta Butlera jest dość sugestywny, poza tym ilu męskich amantów literackich korzysta z usług luksusowych prostytutek?), Biegając boso Amy Harmon czy wreszcie Pięćdziesiąt twarzy Greya (o tym będzie więcej w osobnym wpisie). Zatem dla uważnego czytelnika Rozdroży (cóż za fatalny, ograniczający tytuł) nie będzie trudno znaleźć odniesienia do książek o Greyu, co było nieuniknione choćby z tego powodu, że już w tamtej książce widać próbę uwspółcześnienia niektórych motywów zaczerpniętych od Brontë. Kolejne uwspółcześnienie w oczywisty sposób (choć według mnie w niektórych momentach zupełnie zbędny) nawiązuje do tamtych książek. Łowca intertekstualizmów będzie usatysfakcjonowany. Zawiedziony może być jednak czytelnik, który, będąc fanem Dziwnych losów..., spodziewał się czegoś nowego. Skoro autorka zdecydowała się na przepisanie tej historii (umówmy się, wprowadzenie do fabuły telefonów komórkowych i zastąpienie konia samochodem porsche, to niewiele), mogła całkowicie przerzucić narrację na Edwarda. Zdecydowała się na to po części (domyślam się, że wpływ na to miały doświadczenia E.L. James z książkami napisanymi z perspektywy Christiana). Jednak już częściowe oddanie głosu Edwardowi sprawia, że książka, przynajmniej w tych fragmentach, jest spojrzeniem świeżym. Uważam jednak, że skoro autorka nie chciała zmieniać charakteru Jane czy jej losów (zmiany są nieznaczne), mogła z kobiecej narracji zrezygnować całkowicie.
Na plus postrzegam rozwinięcie wątku Adele, która jest emocjonalną sierotą - matki nie zna (w powieści Docher Adelka jest córką chorej umysłowo Berthy), moczy się w nocy i kompulsywnie wyrywa sobie włosy z głowy. Całkiem dobre. 
Tak samo za bardzo dobre uważam uzupełnienie wizji Charlotte Brontë o scenę, która niesamowicie pasuje do klimatu powieści i której chyba zabrakło w tej pierwszej. Kiedy Adelka usypia na kolanach Jane, słuchając wieczornych śpiewów gości Edwarda, ten, ignorując obecność i komentarze panny Ingram, bierze dziecko na ręce i zanosi je do łóżka, proponując Jane, żeby się na nim wsparła. Piękne, subtelne wyróżnienie Jane wobec zaproszonych kobiet. 
Uczynienie Adelki córką Berthy wydaje się bardzo naturalne, podobnie jak fakt, że Bertha podpala Thornfield Hall, biorąc przerażoną Adelkę na dach, żeby nauczyć ją latać. Za anachroniczne jak na współczesny fanfik uznaję pozostawienie oryginalnego majątku Rochestera zamiast współczesnej rezydencji lub mieszkania w apartamentowcu, a także fakt, że Jane trafia na kilka miesięcy do Diany, która uznaje za zupełnie naturalne przyjęcie pod swój dach bezdomnej osoby. Mało to realistyczne jak na współczesność. 
Pozostałe wątki - scena z Cyganką, przyspieszenie i przerwanie ślubu, odnalezienie w Dianie i jej rodzeństwie kuzynostwa, oświadczyny młodego pastora czy kalectwo Edwarda, a nawet przebieranie się, gdy ma przyjechać, pozostają bez zmian. Autorka, najwyraźniej zakochana w oryginale, nie chciała zmieniać jego głównych założeń - stąd zamiast oparcia na motywach (np. napisania tej historii z perspektywy Diany czy włączenie perspektywy Alicji czy wykorzystania wątków na potrzeby zupełnie innych, nieprzepisanych postaci), otrzymujemy prawie to samo. Różnice fabularne są niewielkie - poruszyłam już wątek syndromu porzucenia u Adelki i jej zmienione pochodzenie, inne przykłady to:
- Jane została zgwałcona przez swojego kuzyna Johna Reeda, kiedy była jeszcze dzieckiem, ale to wyparła - świetnie pasuje,
- w oryginale Rochester po pożarze w sypialni podaje Jane dłoń, tu całuje ją namiętnie - trudno się temu wybuchowi dziwić, zwłaszcza jeśli pamiętamy napięcie erotyczne pomiędzy tymi postaciami z powieści Brontë,
- ciotka Sara Reed nie umiera, a Rosamundzie udaje się usidlić i zatrzymać w Anglii St.Johna, dzięki czemu ten nie wyjeżdża do Indii,
- oczywiste różnice w języku bohaterów, współczesnym, mimo XIX-wiecznego otoczenia, np. Jane komentuje posiadłość i obecność pokojówki słowami "Ale szał" (s. 21), przy czym gotyckie, niczym kościelne wnętrze dworu, pozostaje takie samo.
Nieuzasadnione natomiast wydaje mi się wyuzdanie erotyczne Jane, które okazuje, prowokując drugie zbliżenie z Edwardem. Skoro bohaterka jest nosicielką tych samych cech charakteru co jej pierwowzór, nie za bardzo mieści się to w wybranych szufladkach. Jeśli A. Docher chciała dodać nieco pikanterii, może należałoby nieco inaczej ukształtować tę postać.
I teraz druga część nawiązań, według mnie zbyteczna, choć analitycznie ciekawa - już mówiłam, że lubię śledzić intertekstualizmy - to nawiązania do cyklu o Greyu. I nie mówcie, że to moja nadinterpretacja - byłaby taką, gdyby to były dwa motywy, a jest ich więcej, zresztą proszę, w kolejności występowania.
1. Relacje erotyczne Edwarda z Celine: "Przerzucam kochanicę przez ramię i niosę do sypialni, po drodze wymierzam kilka soczystych klapsów. Lubi to, ja też" (s. 16) - tak już jest, że jakiekolwiek nawiązania w literaturze powstałej "po Greyu" do relacji seksualnych z elementami klapsów, pejczy czy wiązania będą odbierane jako motyw zaczerpnięty tak długo, aż nie wejdą na stałe do erotycznego zasobu literackiego (do takiego chyba wszedł seks na biurku po pośpiesznym zrzuceniu papierów).
2. Jane podpisuje umowę poufności, podejmując pracę u Edwarda.
3. Edward to biznesmen z wielkim biurowcem w Londynie i interesami na całym świecie (to oczywiście żadne bezpośrednie nawiązanie).
4. Jak festiwal róż, to w Portland (niby brytyjskim, ale skojarzenie jest jedno), a Jane wychowywała się w rodzinie zastępczej, jaką byli dla niej Reedowie, akurat w Detroit, serio? Rozumiem, że miała mieć daleko do swojej ciotki i że Docher zrobiła z niej Amerykankę. Dobrze, że nie jest napisane, że mieszkanie z Helen, swoją przyjaciółką, wynajmowała w Seatlle. Jane oczywiście miewa koszmary, przywołujące jej życie w Detroit.
5. Wszyscy mówią do Edwarda per "panie Rochester", a Jane może mówić do niego po imieniu.
6. Słowa Edwarda, który nie radzi sobie z interpretacją swoich uczuć do Jane: "Rzecz w tym, Jane, że nie mam pojęcia. O co mi chodzi" (s. 110).
7. Myśli Jane: "To beznadziejne, jak mnie traktuje: odpycha i przyciąga, pozwala na bliskość, by za moment odgrodzić się murem" (s. 125)
8. "W ostatniej chwili zapanowała nad przewróceniem oczami" (s. 132) - przewracanie oczami i przygryzanie wargi są znakiem rozpoznawczym Anastasii Steele, niestety.
9. Edward ma dom nad Morzem Śródziemnym (miał go także oryginalny Rochester), akurat w Monako, dokąd Christian zabrał Anę. Nad Morzem Śródziemnym jest tyle miejsc, zatem nie musiało to być Monako, prawda?
10. Jane używa owocowego, truskawkowego szamponu - kto czytał książki "oczami Christiana" ten wie, że Anastasia używała jabłkowego, co nie pozostawało bez fabularnego znaczenia. Co ciekawe, truskawkowego szamponu, będącego pewnie inspiracją dla E.L. James, używała Bella Swan ze Zmierzchu, czyli pierwowzór Any. Ciekawe, czy A. Docher miała świadomość tego, że zatoczyła koło w tych nawiązaniach.
11.Takie porównanie. Docher: "Naciera na mnie, dociska do drzwi. Dobrze, że mogę się o nie wesprzeć, bo cała dygoczę, kiedy chwyta moje ręce za nadgarstki i przyszpila nad głową" (s. 195), a teraz E.L. James: "Nim orientuję się, co się dzieje, biodrami przyciska mnie do ściany, obie moje dłonie trzymając w górze w żelaznym uścisku." Chyba nie muszę komentować podobieństwa?
12. Herbata dobra na wszystko - dewiza ojczyma Any przeniesiona na grunt powieści Docher, kiedy kucharka proponuje Edwardowi herbatę, podczas gdy jego córka jest załamana odejściem Jane (s. 282) - akurat to jest zupełnie uzasadnione, w końcu jesteśmy w Anglii.
13. Edward ma Lucy, która zajmuje się lokalizowaniem ludzi, sprawdzaniem ich przeszłości itp, zupełnie jak Christian miał Welcha.
I nie mówcie mi, że to przypadek.
Książka Docher jest powieścią, którą całkiem dobrze się czyta, choć mam wrażenie, że autorka za mało miejsca poświęciła budowaniu relacji, która miała wywołać w Edwardzie poczucie chęci popełnienia bigamii. Poza tym, czy Jane, która już mu się oddała, rzeczywiście tego oczekiwała? Nie wybrzmiało to odpowiednio dobitnie. Trudno mi zatem stwierdzić, na ile ta powieść jest spójna bez znajomości oryginału, od którego zarysy fabuły przecież się nie różnią. Razi jednak brak uwspółcześnienia rezydencji oraz pozostanie na kilka miesięcy w domu Diany. Fakt, że inne rozegranie tej sprawy wymusiłoby oddalenie się od pierwotnej fabuły. Jednak w takiej formie, jak zostało, czytelnik otrzymuje pomieszanie z poplątaniem - XIX-wieczny romans z telefonami komórkowymi i kartami kredytowymi. Według mnie brakło zapowiadanej przez autorkę bezczelności i profanacji.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu 

Augusta Docher, Rozdroża, wyd. Editio, 2019.

Komentarze