"Inna Blue" - Amy Harmon przedpremierowo

Książkę skończyłam czytać prawie dwie doby temu i wypada coś o niej napisać, mimo że nie do końca jestem w stanie poukładać sobie jej fabułę (powodem jest moje rozemocjonalizowanie). Dobrą fabułę, dobrze napisaną - jak na tę autorkę przystało. O poprzednich dwóch przeze mnie recenzowanych można przeczytać tu (Prawo Mojżesza) i tu (Pieśń Dawida).
To zacznę od zarzutów, może będzie mi łatwiej.

Fatalny tytuł. Wiem, że to dobre tłumaczenie angielskiego A Different Blue: A Novel, jednak absolutnie nic nie mówi. Nie zachęca, nie intryguje, ba! Inna Blue brzmi dziwacznie. O ile po angielsku to brzmi jako "inny odcień niebieskiego", więc ma jakiekolwiek znaczenie, to taka forma nie mogła zaistnieć po polsku, ponieważ Blue jest nieprzetłumaczalne jako imię głównej bohaterki. Nie za bardzo mam swoją propozycję, ale może tytuł powinien wyciągnąć tworzenie historii, jaką bohaterka zapisuje w ciągu trwania powieści. Może jej talent rzeźbiarski.
Drugi zarzut to opis na ostatniej stronie okładki książki. Editio podsyła mi świetne książki, ale zdarza się, że te opisy są nie tyle zachęcające, otwierające, co mylące. Tak było w przypadku Jednostki, tak jest i na okładce tej książki - dlaczego relacja Blue i Wilsona ma prowadzić do katastrofy? Sugerowanie braku happy endu kolokwialnie nie robi książce dobrze. Nie zachęci osób, które szukają wzruszającego romansu, a tym jest najnowsza wydana w Polsce powieść Harmon.
Powieści Harmon, z którymi się zetknęłam, są niezwykle intensywne emocjonalnie. Tak, są wyciskaczami łez. Jest na rynku czytelniczym zapotrzebowanie na wyciskacze łez, zatem proszę bardzo - są. I przyznam szczerze, że należę do tego grona czytelników-masochistów, którzy z przyjemnością po takie pozycje sięgają. Choć ta książka nie sprawiła, że płakałam aż tak bardzo, jak przy Prawie Mojżesza.
Książkę można odebrać jako wariację na temat historii Kopciuszka. Dziewczyna znikąd spotyka gentlemena, ten zaś zaprasza ją do swojego zamku. Całość okraszona aluzjami do Dumy i uprzedzenia, jako że gentlemen ma na imię Darcy, a swoją posiadłość nazywa żartobliwie Pemberly.
Ale od początku. Ona - pół Indianka, która, porzucona przez matkę, do 10. roku życia wychowywała się poza systemem szkolnym, zdrowotnym - przez (wydawałoby się) przypadkowego mężczyznę, Indianina, mieszkającego to tu, to tam - jak Cygan, sprzedając swoje rzeźby. Jimmy pewnego dnia nie wrócił do przyczepy - i mała Blue została sama. Bohaterkę poznajemy kilka miesięcy przed tym, jak ma skończyć szkołę. Jest starsza od swoich kolegów z klasy i wyobcowana. Wtedy pojawia się młody nauczyciel historii, który daje swoim uczniom zadanie - napisać własną historię. Zaczyna się banalnie - obcesowa bohaterka, dość swobodnie podchodząca do swojego życia seksualnego i mężczyzna hm... przystojny intelektualista, który od razu skradł moje serce (dobrze, że mój mąż nie czyta tych wpisów...). Jednak nie, nie będzie tak łatwo. Relacja jest trudna i realna, rozwijający się erotyzm duszny i subtelny jednocześnie - i za to jestem autorce wdzięczna.
Mimo sztampy - przecież to romans - autorka stworzyła historię dobrą i z jednym wyjątkiem nieprzegadaną. Wyjątkiem tym jest według mnie to, że Darcy Wilson jest adoptowany - o dobrych stronach adopcji Blue Echohawk mogła dowiedzieć się od kogokolwiek, ale dlaczego od niego? Natomiast dobrze oceniam częściowe oczyszczenie z zarzutu nieodpowiedzialności matki Blue. Spodziewała się być może, że jej życie jako narkomanki jest zagrożone i przekazała dziecko swojemu ojcu, który nie wiedział o tym, że ma córkę. I że przyjdzie mu wychowywać własną wnuczkę.
Wracając do głównych bohaterów. Blue jest rzeźbiarką, i to nie byle jaką. To ważny element fabuły, ponieważ rzeźby stają się punktem stycznym Blue i siostry Wilsona, kuratorki wystaw. Wilson jest, oprócz tego, że nauczycielem, wiolonczelistą - i to od dźwięków wiolonczeli zaczęła się intymna, choć daleka od erotyzmu relacja bohaterów. Trudno się dziwić, że gdy Blue skończyła szkołę, Wilson zaproponował jej, żeby wynajmowała u niego mieszkanie. Wiedział, że dziewczyna ma problem i chciał pomóc. Później nawet sam nazywa, że pełnił dla niej rolę opiekuna, prawie ojca. Trzeba autorce przyznać, że połączenie wyrażania się Blue poprzez rzeźbę, gry Wilsona, subtelności dotyku, pierwszego złapania się za rękę i pierwszego pocałunku, są opisane genialnie. W ich relacji celem nie jest spełnienie seksualne, tylko porozumienie. Sens takiego zachowania jest też inny - Blue bardzo wcześnie przeszła inicjację seksualną i relacja z Wilsonem jest w pewien sposób rekompensatą nastoletnich miłości, których nie zaznała.
Do tego dochodzi sprawa odbioru - czytelniczka po prostu zakochuje się w Wilsonie, tak jak Blue twierdzi, że zakochała się w panu Darcym, bohaterze książki Austin. W Wilsonie, który wychodzi do zdenerwowanej Blue w dżinsach i t-shircie, ale bez butów. W Wilsonie, który gra na wiolonczeli "Always on my mind", pociera kark, gdy jest zakłopotany, ma szare oczy i podaje chusteczkę płaczącej Blue. Wilsonie, który ma problem z przyznaniem się do swoich uczuć i który nie może sobie poradzić z tym, że był jej nauczycielem. Rozumiecie, dziewczyny?

Za książkę dziękuję wydawnictwu Editio.


Amy Harmon, Inna Blue, tłum. Marcin Machnik, Editio, 2019.

Komentarze