Zaczyna się nieco mistycznie. Pierwsze trzy utwory: Chodzenie do kościoła, Chodzenie do biblioteki oraz Chodzenie na religię zostały połączone
poczuciem niezwykłości, jaką mają w sobie wspomnienia z okresu dojrzewania. Osoby
i miejsca, które wywarły wpływ na narratora, zyskują blasku i są odrealnione.
Kolejne części zbioru burzą ten porządek. Mniej więcej tak, jak gdyby Duklę zestawić w jednym tomie z Jak zostałem pisarzem. Kościół,
biblioteka i lekcje religii okazują się wstępem do podróży pełnej dróg i ludzi.
Pojawiające się postacie kobiet są sprowadzone do ich funkcji seksualnej, a
mężczyźni to niepracujący wieczni poszukiwacze wrażeń. Dużo w Przez rzekę jest alkoholu, nocnych
postojów w przydrożnych barach, dróg oraz błąkania się po obcych bohaterom miastach. Nie są oni jednak ani przez moment
typowymi turystami. Ich droga nie ma wyznaczonego celu. Tak samo jest przecież
w Jadąc do Babadag. Określony w
tytule cel podróży to przecież tylko pozór. Mocno zarysowany cel „chodzenia” w
pierwszych opowiadaniach zbioru, cel, który narrator miał jako młody człowiek,
rozmył się gdzieś pomiędzy mijanymi miejscowościami w późniejszych latach. Ten
wniosek – upadek młodzieńczych dążeń i brak celowości życia – nie wynika z
żadnego z tych opowiadań, gdyby analizować ich treść pojedynczo. Stasiuk
sformułował tę refleksję dobierając teksty oraz ustalając ich kolejność.
Kiedy przeczytałam opinie, że Przez rzekę jest dosyć trudną książką Stasiuka, spodziewałam się
refleksyjności, którą wprowadzają pierwsze teksty zbioru. Nagłe złamanie
zapowiedzianej konwencji na pewno wynikało z zamysłu artystycznego, co
rozumiem, jednak nie przeszkadza mi to uważać, że Stasiuk lepszy to Stasiuk
refleksyjny, taki jak w Dukli lub
chodzący do biblioteki.
Andrzej Stasiuk, Przez rzekę, wyd. Czarne, Wołowiec 2001
Komentarze
Prześlij komentarz