,,Jadąc do Babadag" Andrzeja Stasiuka - traktat o europejskości

To nawet nie tyle książka podróżnicza, ile zapis podróży. Narrator wielokrotnie jedynie wymienia z nazwy miejsca, które zobaczył i ludzi, których spotkał. Jednak raczej ich nie poznał, a jedynie zetknął się z nimi, nawet jeśli nastąpiło to kilkakrotnie.
Europa Południowa, Bałkany, kraje byłej Jugosławii, czy jakkolwiek inaczej je nazwać – to one stanowią dla narratora jedyne miejsca, których zobaczenie ma jakiś sens. Omija przy tym duże miasta, których udawana zachodnioeuropejskość go przeraża. Nie lubi stolic, a zainteresowanie budzą w nim mieściny, wsie i puste drogi,
które są naturalniejsze dla tej części świata. Jego uwagę przykuwają małe miasta, które uciekają od skojarzeń z wiejskością, budując miejskie fasady budynków i zachowań ludzkich.
Narrator posługuje się na pozór oczywistym, przezroczystym, językiem, jednak czasem używa wulgaryzmów, a innym razem nawiązań kulturowych, odsłaniających refleksję nad europejskością. Kraje, które geograficznie i politycznie należą przecież do Europy, są tak różne od miejsc, które stanowią jej metonimię. Różne od Paryża, Berlina i Londynu. Nie znaczy to wcale, że są gorsze. Przemijają, zlewają się w jedną plamę, są punktami na mapie lub nawet tam ich nie ma. Ciekawymi elementami opisów są pojawiające się gdzieniegdzie triady, np. „ziem, ludów, stolic”, „butwienie, chrobot, drzemka”, „futryny, szalunki i framugi”, mocno nawiązujące do śródziemnomorskiej, filozoficznej tradycji, na której wyrosła Europa. Mają stanowić niezbity dowód europejskości odwiedzanych miejsc.
W drugiej połowie książki czytelnik trafia na fotografię André Kertésza, znanego artysty węgierskiego. Fotografia jest prosta i idealna. Do tego opisana przez autora w hipnotyzujący sposób. To fragment powieści, do którego wracam najczęściej (oprócz akapitów zawierających opis mojej rodzinnej miejscowości). To studium fotografii wciąż do mnie powraca i wbija się w świadomość: „Wszystko, co napisałem do tej pory, zaczęło się od…” i jeszcze raz: „Wszystko, co napisałem do tej pory…” i jeszcze raz: „Wszystko, co napisałem…” Jakby świat zaczął się właśnie od niewidomego skrzypka prowadzonego przez bosego chłopca. Nie należy wykluczać, że tak było. Ta powieść naprawdę może wskazać drogę, nie tylko trasę podróży, ale także drogę interpretacji świata.

Andrzej Stasiuk, Jadąc do Babadag, Wydawnictwo Czarne, 2008

Komentarze