Dukielskie światło według Stasiuka

Stasiuk napisał, że chciałby być autorem powieści o świetle, bo właśnie takiej mu brakuje w literaturze. Napisał to właśnie w Dukli, książce, która łączy wiele nurtów, a podsumowuje smutkiem i wszechogarniającym zawodem. Pustka i śmierć zwierząt (ryb, raków, motyli i ptaków) to temat kończących książkę króciutkich tekstów, które można uznać za osobne nowelki. Główne role gra w nich światło, woda i wiatr.
Centrum książki stanowią relacje z kilku podróży do tego samego miejsca – do Dukli, leżącej w Bieszczadach, niedaleko Krosna.

Źródło: https://maps.google.pl

Narrator przyjeżdżał tam w różnych okresach swojego życia. Miasteczko zmieniało się wraz z nim, rozwijało się i upadało, ale zmiany zachodzące w narratorze nie pozostały bez wpływu na odbiór znanych z dzieciństwa miejsc.
Dukla to próbka zupełnie innego Stasiuka niż tego z Autobiografii intelektualnej. Bliżej mu do narratora, który opowiada w ostatnim fragmencie Jadąc do Babadag – tam podróż przez Polskę, tu – wypady do Dukli stają się przyczynkiem do sentymentalnych opisów zwyczajnych przestrzeni.
„Ciemność rozłazi się w szwach i fastryga podróży na nic tu się nie zda”[1] – taki opis świata należy już do prozy poetyckiej, czegoś bardzo subtelnego i odległego od brutalnej rzeczywistości, typowej dla Stasiukowych opisów. Doświadczenie podróży w Dukli nie mogło zostać wyrażone ot, tak. Potrzebuje czegoś więcej
– porównania do czynności zszywania, włączenia aktu podróży do tkanki, na którą składa się niezależna od człowieka pora dnia.
„Świt nabiera powietrza w płuca i każdy następny wydech jest jaśniejszy” – tu odwrotnie – elementy należące do podstawowych praw przyrody zostały wepchnięte, dla łatwiejszego ich ogarnięcia rozumem, w kształt ludzki. Noc się dusi w nerwach, próbuje zapanować nad swoim oddechem, oddychając spokojniej, powoli, do czasu gdy ustąpi dniowi.
„Ilekroć jestem w Dukli, zawsze coś się dzieje. Ostatnio było to grudniowe mroźne światło o zmierzchu” – ten cytat ma być realizacją tworzenia owej powieści o świetle, o której napisaniu Stasiuk wspomniał w tej książce. To tylko jeden z wycinków tej niezwykle oświetlonej rzeczywistości, w której właśnie światło może stać się pełnoprawnym bohaterem opowiadania. Tak jak świt, tak samo światło o zmierzchu może być czymś, co przyciąga do miejsc. Nawet jeśli czytelnik pod określeniem „coś się dzieje” spodziewałby się festynów, a chociaż masowych kradzieży czy rozbojów. Stasiuk chce sobie wziąć na cel pokazanie, że światło nie jest czymś stabilnym i może być ciekawsze niż koncerty czy przyjazd prałata.
Przytoczę teraz fragment, jedyny w swoim rodzaju w Dukli: „Staien dwie, wozownia iedna także gontami podbite. Trzecia staynia pusta. Pod tym dworem sklepów murowanych 4. Do dworu od miasta są wrota wielkie z tarcic, u których wrót kuna żelazna y kanie dwie żelazne w słupach do wsparcia wrot.” Opis miejsca, gdzie teraz stoi ratusz, Stasiuk realizuje stosując językową stylizację. Trzysta lat temu to miejsce istniało, ale wyglądało inaczej. Narrator bardzo naturalnie przywołuje język nasuwający na myśl polski barok i oświecenie. Nie może w inny sposób przytoczyć tej wizji, jak poprzez językowe wejście w obserwatora posiadłości dworskiej.
„Nieważkość, próżnia i rozprzężenie umysłu i wydaje się wtedy, że połknęło się cały świat i w brzuchu dudni echo”. Jest to opis samopoczucia jednego z bohaterów książki. Przecież takim jest świat dukielski tuż przed nadejściem halnego. On także, tak jak światło, jest żywym bohaterem, a nie tylko miejscem akcji powieści. To coś więcej niż tylko antropomorfizacja, to wcielenie się w ten świat, zespolenie się z nim, a nawet pozwolenie, by wchłonął, połknął obserwatora. Nie wiadomo, czy świat jest obszerniejszy, czy narrator. Nie wiadomo też, kto – człowiek czy świat – stoi za tym odczuciem.
Narrator ma świadomość niezwykłości świata, do którego wciąż chce wracać: „Próbuję ustalić, na czym polega jej [Dukli] dziwna siła.” Mówi o tym, że wciąż coś go ciągnie w jej kierunku, że jest to miejscowość inna niż te, które są w okolicy. Inna niż wszystkie. Narrator poddaje się jej sile przyciągania, ale chciałby wiedzieć, z czego ona wynika. Drąży, ale nie dochodzi do żadnych wniosków.
„O świcie latem łąki są ciężkie i lśniące jak rtęć. Słońce czuć jeszcze podziemnym chłodem.” Narrator stawia siebie w sytuacji osoby, która nie wychodzi swoim myśleniem poza planetę ziemię. Zostaje w miejscu, w którym stoi. Widzi słońce wieczorem, jak się chowa za horyzont i widzi rano, gdy wyłania się z ziemskich czeluści na skraju widzialnego świata. Nic nie jest po prostu elementem krajobrazu. Łąki żyją, a rosa nadaje im pierwiastka lśnienia i ciężkości.
Rtęć pojawia się w Dukli jeszcze nieco dalej. Srebrzysty połysk, zaczerpnięty od tego metalu, ma także księżyc: „Rtęciowe światło księżyca stygło i drżało w dolinie u naszych stóp. Wyrazistość ciemnego krajobrazu przekraczała jego realność.” Narrator i jego towarzysze stają się ważni tak samo, jak istotny dla świata jest księżyc. Dane jest im prawo podważania prawdziwości świata. Samo światło, tak ważne dla narratora Dukli, jest utożsamiane z gorącem – dlatego może stygnąć, a nie gasnąć, i drżeć – tak jak drży płomień.
Całość składa się na odrealniony obraz wycinka polskiej rzeczywistości. Wszystkie jej elementy są prawdziwe, ale opisane w senny sposób, naśladujący fantastyczne światy. Podobnie robi to Olga Tokarczuk, która opisuje w swoich książkach całkowicie zamknięte, wręcz mitologiczne krainy.

Andrzej Stasiuk, Dukla, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012 (wersja .mobi)


[1] Ponieważ czytałam tekst w wersji elektronicznej, nie jestem w stanie podać lokalizacji cytatów, występują one w książce w zachowanej tu kolejności.

Komentarze