Dziedziczenie zachowań czy po prostu pech? - Colleen Hoover, "It ends with us"

Słyszałam o książce Colleen Hoover tyle dobrego, że postanowiłam się złamać. Nie chodzi wcale o to, że to nie mój gatunek czy że mam inne uprzedzenia, ale o to, że wydawnictwo Otwarte nie dysponuje ebookami tej książki (myślę, że mają ograniczoną czasowo licencję na wersję elektroniczną). To zaś spowodowało, że skoro chciałam przeczytać książkę, musiałam zdecydować się na wersję papierową, a przecież papieru nie kupowałam od ponad dwóch lat. Tak. Taka byłam wytrwała.


 

Nie jest tak, że jestem tą książką zawiedziona. Owszem, podobała mi się na tyle, żeby kupić dostępne ebooki tej autorki (dopóki jest taka możliwość, bo kolejnego wydania papierowego nie kupiłabym), ale spodziewałam się emocji wbijających w fotel i wylewania wiadra łez. No nie, choć skłamałabym, gdybym napisała, że oczy pozostały suche. To poprawna książka obyczajowa, w której autorka pokazuje schemat działania nie tylko przemocy i jej usprawiedliwiania, ale także mechanizmy dziedziczenia losu swoich rodziców. W tej powieści to działa i odbiorca całkowicie wierzy osobom, które są jej bohaterami. 

Zdecydowanie moim faworytem jest wątek Atlasa - sposób prowadzenia narracji w zakresie tej nitki fabularnej to dla mnie wypisz wymaluj wrażliwość emocjonalna Amy Harmon, którą uwielbiam. Patrzenie na Lily jego oczami miało w sobie sporo cierpienia i to właśnie jego w całej fabule było mi najbardziej szkoda. Z jakiegoś powodu, którego nie potrafię sprecyzować, nie zaufałam w pełni głównej bohaterce, jej fascynacja nowo poznanym mężczyzną była podszyta podskórnym oporem i chęcią sprostania oczekiwaniom społecznym, choć nie zostało to w żadnym momencie nazwane wprost. Jej uczucia wobec Ryle'a, nazywane przecież miłością, nie dawały się rozpoznać po jej zachowaniu. Stosunek Lily do Atlasa doskonale to pokazał, kiedy spotkanie przyjaciela sprzed lat całkowicie wytrąciło ją z równowagi. Odbiorca nie czuje razem z Lily motyli w brzuchu, kiedy kobieta patrzy na Ryle'a, tylko raczej chłodną kalkulację rzeczywistości. Tyle że to, co nastąpi później, ją zaskoczyło. Mnie - nie do końca.

Książka ma wszystkie cechy dobrej książki obyczajowej - retrospekcję, problemy rodzinne z przeszłości przekładające się na problemy teraźniejszości, wątki różnych przyjaźni i antagonistyczne wątki romansowe. Jednak mnie nie poruszyła tak bardzo, jak się tego spodziewałam.

Jeszcze dwie uwagi - tłumaczką książki jest Anna Gralak - ta sama, która przygotowała polską wersję Zanim się pojawiłeś - więc zdecydowanie to właściwa osoba na właściwym miejscu, jeśli chodzi o dobór słów dla uczuć.

Druga uwaga dotyczy korekty - aż jest mi żal, że w ogóle mam co napisać w tym temacie. Liczne błędy interpunkcyjne - a to przecinek za mało, a to przecinek za dużo - zwłaszcza w pierwszej części książki dość mocno mnie rozpraszały. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla większości odbiorców kwestia interpunkcji jest całkowicie przezroczysta, ale to niestety nie usprawiedliwia korekty.

Colleen Hoover, It ends with us, tłum. Anna Gralak, wyd. Otwarte, Kraków 2021

Komentarze

  1. Ech, a ja jestem zachwycona tą książką i chyba nic tego nie zmieni. No chyba, że przeczytam ją jeszcze raz i zauważę wszystkie Twoje uwagi. Z niecierpliwością czekam, aż pojawi się kolejny tom, zatytułowany "It starts with us", który (tak przynajmniej mi się wydaje) jest o relacji Atlasa i Lily.
    ~ Klaudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, jak się pojawi, to nie omieszkam się za nim rozejrzeć - ale już w wersji elektronicznej - miejsce na półce jest zbyt cenne. Więcej Atlasa - to powinno się udać. Polubiłam go bardzo.

      Usuń

Prześlij komentarz