Encyklopedia obrazkowa - ciąg dalszy. Czy im dalej w las...?

Na początku tego wpisu zachęcam do jego pierwszej części, ponieważ nie chcę się powtarzać. Znajdziecie go tu.
 

 

Na rynku jak grzyby po deszczu wyrastają publikacje popularnonaukowe dla dzieci, i to dobrze! Rodzic/opiekun, który najlepiej zna dziecko, z łatwością dopasuje coś, co nie tylko spodoba się młodemu człowiekowi, ale także co zapobiegnie chowaniu trudnej w obsłudze książki przez rodzica. Tak, tak, może się przecież okazać, że dziecko polubi jakąś książkę, tyle że rodzic sobie z nią nie poradzi. I może to być spowodowane różnymi oporami, z których najczęściej pojawia się pewnie brak wiedzy wstępnej. W poprzednim wpisie sugerowałam, na co zwrócić uwagę, żeby nie zrobić sobie krzywdy, kupując dziecku książkę. 

Pierwsze części Encyklopedii obrazkowej wyd. Wilga (utrzymuję swoje zarzuty dotyczące nietrafionego, a nawet mylącego tytułu serii), zatytułowane Zwierzęta oraz Przyroda, to było istne pomieszanie z poplątaniem. Trudno było przewidzieć, czego spodziewać się na kartach tych książek i dlaczego w jakiejś kategorii znalazło się coś, a czegoś innego nie ma. Były to jednak tematy bardzo ogólne. Kolejne części - Jedzenie oraz Wodny świat, pozostające w tej samej formule, są zdecydowanie lepiej zrealizowane, choć wrażenie przypadkowości wciąż puka rodzica w plecy. Okazuje się jednak, że w tym szaleństwie jest metoda, bo książki podobały się... Ani.

Zawiedzie się rodzic, który oczekuje od encyklopedii alfabetycznego porządku, zawiedzie się ten, kto będzie oczekiwał jakiegokolwiek innego niż ten wybrany przez redaktorów. Alfabetyczna kolejność nic nie powie dziecku, a choćby kolorystyczna - byłaby nudna wizualnie. Dlatego jeśli trafimy w sklepie na owoc, którego nie umiemy nazwać i chcemy sprawdzić to w Encyklopedii obrazkowej, to szukanie długo potrwa, choć ostatecznie znajdziemy tam wizualizację zarówno smoczego owocu, jak również kumkwata. W części Jedzenie nie rozumiem braku podziału na owoce i warzywa, choć doceniam uwzględnienie (w miarę) kategorii cytrusów, jagód (jako formy owocu) czy bulw. Nie rozumiem jednak choćby awokado leżącego obok sałat. 

Genialnym rozdziałem są kuchnie świata! Cudowny sposób na rozmowę z dzieckiem o tym, jakie jedzenie jest popularne w innych rejonach i zachęta do próbowania.

Kolejna część to Wodny świat - książka, w której widać autorski zamysł. Różne sfery życia w wodzie, a nawet kwestie dotyczące eksploracji głębin przez człowieka, są podzielone na kategorie. Świetnie. Wiadomo zatem, jakie ryby można zobaczyć w morzach ciepłych, zimnych, kto żyje w pobliżu brzegu, jakie ptaki mieszkają nad brzegiem oceanu i jak wygląda fauna i flora rafy koralowej. Jednak część zatytułowana Ryby małe i duże nie mówi absolutnie nic. Szkoda. Obok siebie jest nefrytek i belona, trochę słabo, niestety. Największą jednak wadą części Wodny świat jest pominięcie fauny i flory rzek i jezior. Książka powinna mieć tytuł Morski świat, wtedy jej treść byłaby bardziej adekwatna do tytułu. Co ciekawe, na to wskazuje jej angielski tytuł 1000 things under the sea. Innymi słowy - wtopa tłumacza.

 Na koniec nie mogę nie wspomnieć o pięknej szacie graficznej książek, które są bardzo atrakcyjne dla dziecka. Książki doskonale nadają się do samodzielnego oglądania przez dziecko.


Za książkę dziękuję

Encyklopedia obrazkowa: Wodny świat, Jedzenie, wyd. Wilga 2021

Komentarze