Czynniki pierwsze. Mira Marcinów. Bezmatek.

Oczywiście, o książce zrobiło się głośno. Pomyślałam, czemu nie? Czytam z różnych przyczyn, obok wyborów osobistych (Szostak, literatura young adult) są także wybory uzasadnione chęcią uczestnictwa w dyskusji. W ubiegłym roku taką lekturą byli zdecydowanie Normalni ludzie, do których mam, hm... ambiwalentny stosunek.

Okazuje się, że w tym momencie polskie środowisko recenzenckie naprawdę wzięło na tapet perełkę. Połączenie językowej intuicji Doroty Masłowskiej z ekshibicjonistycznym Umarł mi Ingi Iwasiów zrobi wrażenie na wielu literackich wrażliwcach. Proza na wskroś polska, okraszona została dodatkowo pewną dosłownością opisu relacji, jakby zaczerpniętą od Jelinek.


Kiedy już wiem, z czym jeść prozę Miry Marcinów i pozornie nie powinno mnie to zaskakiwać, to zaskakuje językowy słuch Autorki, która konstruuje takie frazy: "Miała swoje lata, spodnie rybaczki, miętowy sweter w serek i granatowe baletki" (s. 11*). Cudowna melodia wypowiedzi i dosadne połączenia, będą się pojawiać w tej niewielkich rozmiarów książce wielokrotnie, ot choćby "Matki są zmęczone. Szczególnie stare matki, martwe matki i młode matki" (s. 19) czy proste, ale celne: "Nigdy nie powiedziałam o niej stara. Tylko że się stara" (31).

Opis relacji z matką. Opis trudnej matki. Opis umierania matki. Opis radzenia sobie z brakiem matki. Naśladowanie matki.

W tej wtórności jest, jak widać, metoda. Urzeczenie odbiorcy następuje natychmiast i nie ustępuje. Myślę, że książka ma największą szansę zadziałać na odbiorcy, który urodził się na przełomie polskich ustrojów, jak ja. Prostota opisu przestrzeni mieszkania w bloku, wyglądu przedpokoju, prenumeraty Świata Książki, tak powtarzalnego wycinka rzeczywistości, że miałam wrażenie, że Autorka była w mieszkaniu moich dziadków, wywarła na mnie ogromne wrażenie. Językowa oszczędność, wyciągająca z języka wnętrzności bez wulgaryzacji, satysfakcjonuje we mnie niegdysiejszego badacza potoczności. Gdybym jeszcze pisała artykuły na ten temat, książka Miry Marcinów byłaby przedmiotem kolejnego. Wyważenie znaczeń i doskonały suspens w jedynym wulgaryzmie pod koniec książki stanowi dla mnie o mistrzostwie powstrzymywania się przed przegadaniem. Jak to dobrze, że objawiła nam się Mira Marcinów.


Mira Marcinów, Bezmatek, Czarne, Wołowiec 2020 

*(lokalizacja cytatów w wersji elektronicznej)


Komentarze