Czy "Koniec samotności" to odgrzewany kotlet?


Pamiętacie Marqueza? Pozbycie się samotności w pierwszym pokoleniu było niemożliwe. Oczywiście to, czy udało się to kolejnym pokoleniom, jest kwestią dyskusyjną. Jednak założenie Wiśniewskiego miało być właśnie takie - skazani na samotność bohaterowie nie mogą ot, tak zmienić swojego losu. Muszą pozostać samotni.
Druga część Samotności w Sieci (hm, te stare czasy, gdy Sieć i Internet pisaliśmy wielką literą...) wydała mi się pomysłem dziwacznym. Książka sprzed ponad 20 lat, będąca znakiem czasów, w których powstała, była nie tylko naznaczona nowoczesnością, ale dojmującym doświadczeniem czytelniczego cierpienia. Myślę, że wiele osób, zwłaszcza tych, które czytały te książki przed rozpoczęciem dorosłego życia traktowały ją jak literacki fenomen. Do bólu wzruszający, na swój sposób piękny i prawdziwy (choć przerysowany). Samotność... wniosła do polskiej literatury powiew świeżości połączonej z klasyką melodramatu. Właśnie. Melodramatu. Czytelnik widzi Jakuba krok przed śmiercią i rozumie, że niektórych rzeczy nie trzeba pisać wprost. Jednak po jakimś czasie Autor opublikował postepilog, w którym Jakub zostaje uratowany przed samym sobą. Fuj, Autorze.
Koniec samotności jest historią Jakuba. Jakuba, który ma fantastycznego ojca i wycofaną matkę, upijającą się w rocznicę paryskiej zdrady 20  lat wcześniej. Student informatyki poznaje Nadię, nieco starszą od siebie konserwatorkę zabytków i kanwą opowieści, po której spodziewałam się dużo więcej, jest relacja uczuciowa tych dwojga.
Pamiętacie, co było siłą Samotności? Pewna magia, gra na emocjach czytelnika, sterowanie przywiązaniem do bohaterów, stos smutnych historii oraz genialne opowieści (popularno)naukowe. W Końcu samotności następuje też koniec tego zaczarowania. Brakuje wszystkiego, czego spodziewać się mogli fani tamtej książki. To, co było magiczne, tu zostaje odczarowane. Brakuje otoczki obcowania z Nauką przez wielkie N, brakuje fascynacji i zaślepienia, prowadzącego do tragedii. Zamiast tego czytelnik otrzymuje zgryzotę i oziębłość matki głównego bohatera i pewien rodzaj litości, którą Jakub odczuwa względem ojca. Tak, tego samego ojca, który niewłaściwie zareagował na wzmiankę o ciąży, tego samego, który wykłócał się o imię dla chłopca. Wszyscy bohaterowie dostali tu imiona, nie ma więc już tej uniwersalności relacji międzyludzkich, które niosło używanie wyłącznie zaimków osobowych.
Autor próbuje nawiązać do stylu, w jakim prowadzona była narracja Samotności - otrzymujemy więc naprzemienną zsubiektywizowaną narrację i kilka historii, które mają być ckliwe (Iskra, ojciec Nadii, Nadia, Witek), jednak wydają się sztampowe i wymuszone. To nie jest wyciskacz łez w stylu opowieści o głuchoniemej Natalii. 
Samotność w Sieci jest obecna w nowej książce Wiśniewskiego bardzo dosłownie. To ciekawy zabieg, jednak niezupełnie nowatorski. Motyw książki czytanej przez bohatera powieści i odkrywania autentyczności (czy innego typu powiązań) zapisanej w niej historii pojawiał się już wcześniej. Bohaterowie trafiają na tę wydaną 20 lat wcześniej książkę i ją czytają - z większym (Nadia) i mniejszym (Jakub) zaangażowaniem. Nadia odkrywa (ot tak, kojarząc wątki), że historia z książki wydarzyła się naprawdę, a dotyczyła rodziców jej Jakuba. Niekonsekwencją jest fakt, że autor książki (przyjaciel Jakuba) musiałby znać okoliczności narodzin małego Kuby, a przecież wtedy genetyk Jakub nie miał już kontaktu z kochanką z internetu. Chciałabym też pominąć milczeniem spłaszczenie postaci z Samotności i przechodzenie z ich tragizmem jak ze strzepniętymi ze stołu okruchami, nawet gdy bohaterowie byli świadomi, że to prawdziwe historie.
Zupełnie niepotrzebne, zbyt dosłowne, jest według mnie poddanie się testom na ojcostwo. Jakub miał bardzo dobry kontakt z ojcem, mimo że nie zawsze go rozumiał. Wszystkim czytelnikom wystarczyłby jasne wniosek płynący z tej powieści, że nieważne jest biologiczne rodzicielstwo, ale wychowanie. Skoro jest nieważne, to po co je udowadniać? Czytelnik i tak wie, że młody Jakub jest owocem zdrady, o to Autor się postarał. Czy bohater też musiał się tego dowiedzieć?
Co do fabuły - mdła. Trudno nawet nazwać ją przewidywalną, bo taka byłaby, gdyby okazało się, że Nadia też jest córką tamtego Jakuba. To już byłoby fabularne coś. Autor, który w innych książkach jak z rękawa sypie fascynującymi historiami, tutaj nie wykorzystuje potencjału wprowadzenia postaci konserwatorki zabytków. 
Na szczęście w powieści nie pojawia się "stary Jakub". Choć dla mnie spaleniem tamtej książki jest samo potwierdzenie, że żyje, bo Nadia znajduje go na stronie internetowej australijskiego (serio?!) uniwersytetu.
Książka jest lekko napisana, ale zawiedzeni będą chyba wszyscy - czytelniczki zakochane swego czasu w genetyku Jakubie. Osoby płaczące nad Natalią lub zafascynowane opowieściami o nauce i naukowcach, a także osoby, których zachwyciła subtelność opisu rodzącej się relacji bliskości między bohaterami. Odarcie tej historii z magii i włożenie w siermiężne ramy codzienności zniszczyło jej urok.

Janusz L. Wiśniewski, Koniec samotności, Wielka Litera, 2019.

Komentarze