Książka hm... średnia, ale czytadło dobre - „Zranione uczucia” przedpremierowo

Nie czytaj tej recenzji, jeśli chcesz poświęcić popołudnie lub dwa książce K.A. Figaro i mieć przyjemność z jej czytania, bo Zranione uczucia mogą takową dać - mają większość cech dobrego czytadła, mimo największej wady - są drugą częścią i bez pierwszej nie funkcjonują. Ostrzegam, że niżej ujawniam fragmenty fabuły w zakresie koniecznym do zrecenzowania tego utworu.

Świetnie, że okładka pasuje do Prostego układu
Postaram się w tym poście oddzielić od siebie dwie kwestie - dobrej książki i dobrego czytadła. Określeniem czytadło nazywam utwory, którym brak wartości artystycznej czy poznawczej (lub mają go niewiele) i zostały stworzone dla zabicia czasu/ucieczki od otoczenia. Czyli coś w stylu: siadam, czytam i NIE MA MNIE na kilka godzin. Lub dni. Oczywiście rzadko zdarzają się wartościowe czytadła, ale to nie znaczy, że ich nie ma. Za takie zjawisko należy uznać Harry'ego Pottera (oczywiście w odniesieniu do młodzieży jako grupy odbiorców). Gdybym się dłużej zastanowiła, to może jeszcze coś bym znalazła.
Absolutnie najważniejszą miarą czytadła jest jego siła wciągania, najczęściej skorelowana z dobrą akcją (jak w literaturze sensacyjnej) i lekkim stylem, ewentualnie realizacją jakiegoś czytelniczego pragnienia (na tym utrzymują się wszystkie romanse). Jeśli czytadło źle się czyta, a odbiorca potyka się o twory słowne, to znaczy, że takie coś nie powinno ujrzeć zielonego światła wydawcy.
Nazwanie książki K.A. Figaro w obiektywnych kategoriach "średnią" jest eufemizmem. Choć rozumiem, dlaczego została wydana i dlaczego ma szanse się sprzedawać. I podobać.
Pierwszy zarzut: brak początku i (praktyczny) brak końca, ponieważ utwór mógłby się skończyć tu, gdzie autorka przerwała, ale domyślam się, że pracuje nad kolejną częścią, dlatego zostawiła otwartą furtkę. Oznacza to, że książka jest skierowana wyłącznie do osób, które znają Prosty układ. Kto jednak spodziewał się rozwiązania akcji, zapowiadanej przez wydawnictwo, ten się zawiedzie.
Drugi zarzut: porzucenie dość dobrych wątków drugoplanowych. Przeniesienie ciężaru całości akcji tej książki na Łucję wydało mi się krzywdzące dla realnych bohaterów tła z pierwszej części. Łucja jest, jak na główną bohaterkę, dość... blada?
Po trzecie: licha akcja i błędy merytoryczne - to najwięksi zabójcy tej książki. Podróż Łucji do Walencji jako opcja poradzenia sobie z problemem, pojawia się nagle i chyba tylko po to, żeby zrealizować dość wydumane rozwiązanie fabularne (dzięki któremu Dymitr uświadamia sobie utratę itp.). Wcześniej bohaterka rozważała przecież Niemcy lub Wielką Brytanię, ale ok, choć grubymi nićmi szyte. Kolejna rzecz - błędy w przytoczeniu oceny ciąży. Większość czytelniczek od początku powieści spodziewa się, że Łucja jest w ciąży. Tylko jakim cudem lekarz informuje ją, że to "12. tydzień, tylko dziecko jest małe", skoro nie może odnieść się do daty rozpoczęcia cyklu? Przecież wiek ciąży ocenia się na podstawie wielkości płodu. Czyli jeśli dziecko jest małe, to powiedziałby jej, że to np. 9-10 tydzień. Druga rzecz: 12. tydzień (czy raczej zakończone 12 tyg. ciąży) nie oznacza, że do zapłodnienia doszło 12 tygodni temu. Tylko 10. Ponieważ wiek płodu jest liczony od daty rozpoczęcia ostatniej miesiączki, a nie od owulacji. Zatem dziwne jest, że Łucja zastanawia się, co było równo 3 miesiące temu i stwierdza, że była wtedy w Kołobrzegu z Dymitrem. No nie, w książce pisanej dla kobiet (nie dla nastolatek, tylko dla kobiet 30+, które w swoim szarym życiu szukają realizacji fantazji o płomiennym romansie) to błędy ze spektrum znacznych.
Kolejny minus książki to sprawienie, że Dymitr nie jest tak pociągający, jak był. Okazuje się świnią. Rozumiem, że Łucja złamała układ, w jaki weszła (miłość i te sprawy), ale Dymitr staje się odrażający, a nie fascynujący. Szkoda, bo był naprawdę dobrze stworzonym amantem literatury erotycznej (podkreślam: erotycznej, nie romansowej).
Następna wada książki to zmiany w prezentacji Igora, które pojawiają się w drugiej części książki. Trochę tak, jak gdyby negatywny charakter Igora, a co gorsza, jego udawana przyjaźń wobec Łucji, miały wybielić Dymitra. Obłuda jednego bohatera ma zmniejszyć odrazę czytelniczki odczuwaną wobec drugiego. To chyba nie jest dobry trop.
I jeszcze ten fatalny tytuł, rodem z harlequinów, zupełnie bez powiązania z pierwszą częścią. Może powinno to brzmieć w stylu Już nie prosty układ czy Prosty układ: złamane zasady?
Teraz przejdę do pozytywów. Nie potykałam się tak bardzo jak w pierwszej części o dziwne synonimy - brawo, autorka przynajmniej częściowo zdołała nad tym zapanować. I uwaga: znaczna poprawa narracji Dymitra. Jedyne, czego mi brakowało, to zwiększenie różnorodności stylu wypowiedzi pomiędzy pierwszoosobową, bardzo kobiecą narracją Łucji i wstawkami męskimi. Jednak było już naprawdę dobrze. Największym pozytywem książki jest płynny styl czytadła. Nikt nie udaje, że jest inaczej, że to książka wyższych lotów itp. Książka o słabej fabule czyta się świetnie - znaczy, że jest w autorze potencjał. Nie do końca rozumiem zamysł dzielenia książki na tomy, choć mogłaby być dobrym jednotomowym przedstawicielem literatury erotycznej, ale widocznie to jest plan rozciągnięcia pomysłu. 
Duże grono odbiorców oczekuje, że książka da czystą przyjemność z czytania, bohaterowie nie będą zbyt długo zaprzątać myśli, do tego zrealizuje się jakieś romansowe fantazje (w końcu to nurt erotyczny) - i to jest zupełnie w porządku. Myślę, że z takim nastawieniem książka może się podobać - i mnie się podobała, choć daję minusy za błędy merytoryczne i naginanie fabuły, a także za usunięcie bohaterów tła. Jeśli jednak szukasz czegoś melancholijnego, co nie jest  jednocześnie klasycznym romansem, odpuść sobie Prosty układ i jego drugą część - będzie irytować.

Za książkę dziękuję

Książka wydana pod nowym brandem Grupy - Lipstick books. Premiera książki 14 sierpnia 2019.

K.A. Figaro, Zranione uczucia, W.A.B. Lipstick books, 2019

Komentarze