To co z tym politycznym kryminałem? V. Kutscher „Śliska sprawa”

O papryce, cytrynie i innych tu
Zapowiadał się dobry kryminał polityczny. Nie wiem dlaczego, ale właśnie taką łatkę przyszyłam do tej książki, jeszcze zanim zaczęłam ją czytać. Bo skoro mamy Berlin, przełom lat 20. i 30., zamieszki z komunistami i całkiem dobrego głównego bohatera, jakim jest młody i przystojny komisarz Gereon Rath, to od razu narzuca się pewien schemat. No cóż, nie do końca tak się stało. Autor trochę wykorzystał historyczną trampolinę fabularną, przypisując Rosjanom wyjeżdżającym na zachód po upadku caratu powiązania z rodziną królewską i olbrzymie bogactwo.
Mamy zatem komisarza, który karnie zostaje przeniesiony z policji kryminalnej do traktowanej z pobłażliwością policji obyczajowej w Berlinie (trzeba dbać o moralność społeczeństwa). Biedak musi zajmować się ściganiem twórców pornografii (pikanteria ta zainspirowała mnie do dodania papryki do zdjęcia, a, co!), które to zajęcie uważa za uwłaczające jego umiejętnościom. I ma rację. Potrafi przecież dużo więcej, na przykład utopić zwłoki w betonie - zdolność w sam raz dla policjanta. Oczywiście mój sarkazm jest tutaj udawany.
Książka jest zdecydowanie obliczona na wielotomowość, ale nie do końca dobrze zagrana. Zbyt wiele wątków wydaje się pozostawionych samym sobie, zbyt wiele zagadek na koniec książki. Ta obszerna powieść zadaje mnóstwo pytań, ale nie na wszystkie satysfakcjonująco odpowiada. Ot, choćby: co takiego odkrył asystent policyjny, że został zastrzelony? Dlaczego na Ratha został wysłany szpieg i kto za tym stał? Czy aby na pewno Wolter?
Ponadto przeszkadzało mi to, jak mało wiem o głównym bohaterze. Jakieś półsłówka z przeszłości, czekające na rozwinięcie w kolejnych częściach. Plus za wątek romansowy, który trochę odciążył całość, ale o lubej wiadomo tak niewiele, że jest to aż dla niej krzywdzące.
Muszę też przyznać, że świetnie poprowadzony był prolog powieści - z jakiegoś powodu przypominał mi prolog Kodu da Vinci Dana Browna - echo kroków, śmierć i zadanie do wykonania. Naprawdę dobre. Jednak wszystko - tu się powtórzę - niezupełnie zamknięte, a taka forma psuje książkę jako samodzielną całość. Posłużę się przykładem Harry'ego Pottera - mimo że książki są z sobą ściśle powiązane, to dają czytelnikowi satysfakcję po lekturze. Dopiero następna część wyciągała z poprzednich jakieś nitki. Tu autor zostawia sobie grube liny, za które pociągnie pewnie w następnych częściach.
Przejdę teraz do największej fabularnej zalety tej książki (zalety, na którą trzeba było dość długo czekać) - jest nią takie poprowadzenie akcji, że komisarzowi zostaje przydzielona sprawa morderstwa, którego sam dokonał. Brawo Autorze! Prawie doskonały Rath otrzymuje kolejną zadrę na swoim charakterze i staje się w pełni interesującym bohaterem kryminalnym. Bo cóż lepszego od policjanta, który ma za zadanie znaleźć zabójcę, chce się popisać w nowym dziale, a jednocześnie będzie robił wszystko, by odłożyć akta do szafy zabójstw nierozwiązanych (tzw. "mokrych ryb" - w oryginale tak właśnie brzmiał tytuł książki: "Der nasse Fisch")? To dopiero śliska sprawa.
Dobra jest też scena finałowa powieści, ale niestety tylko "dobra". Bocznica kolejowa, pertraktacje i strzelania pomiędzy cysternami ze żrącymi substancjami stanowiły tło dla dreszczyka emocji, a to wszystko jakoś się rozmyło i nie było tak dobre, jak być mogło. Wiecie o co chodzi? O to, żeby czytać, nie mogąc się oderwać od lektury, zwłaszcza w kluczowym momencie akcji. Czy się udało? Według mnie - nie w pełni. Ale może po prostu kryminały mijają się z moim poczuciem estetyki lektury i to nie ja jestem "typowym czytelnikiem Kutschera".

Dzisiaj premiera tej powieści.


Za książkę dziękuję


Volker Kutscher, Śliska sprawa, tłum. Anna Kierejewska, W.A.B., 2019.

Komentarze