Tomasz Mizerkiewicz w recenzji Szumu („Nowe Książki”, 12/2014) mówi o tym, że Magdalena Tulli
otworzyła nowy rozdział w literaturze polskiej, dotyczący kwestii pisania o
życiu po doświadczeniu obozów koncentracyjnych. Po głoszeniu nieodwołalności
wpływu przeżycia Holocaustu i niemożliwości wyzbycia się wspomnień, u Tulli
pojawiają się dwie kobiety, które, choćby powierzchownie, radzą sobie z
przeszłością. Za wszelką cenę „trzymają fason”. To, co one wyparły, ich
cierpienie i strach, znalazło dla siebie ujście w ich dzieciach. Wyśmiewana
dziewczynka, która przyjaźni się z wyimaginowanym lisem, a w snach karmi cukrem
esesmana, córka jednej z sióstr, jest narratorką tej wciągającej powieści.
Główna bohaterka prowadzi narrację retrospektywną, w której
sen miesza się z jawą, a przeszłość z teraźniejszością. Znaczną część książki
zajmuje próba zrelacjonowania oraz zdiagnozowania problemów szkolnych
narratorki, mających swoje źródło nie tylko na braku wytrwałości w odrabianiu
lekcji, ale przede wszystkim na toksycznych rodzinnych relacjach społecznych.
Dziewczynka, która nie znajduje wsparcia tam, gdzie oczekuje je spotkać,
akceptuje to, że jest wyśmiewana i poniżana w szkole. Więcej – nawet w czasach
licealnych trudno jej było uwierzyć, że ktoś płci męskiej może być nią
zainteresowany.
W toku snucia opowieści czytelnik dowiaduje się, że nad
rodziną narratorki ciąży brzemię, które ukształtowało tę kobietę. Niewidoczne,
ale wyczuwalne w oschłości i dbałości o pozory, brzemię obozów
koncentracyjnych. Jego centrum znajdowało się nad stołem, przy którym
poruszanie tematów wojennych było surowo zabronione, a wszelkie odstępstwo od
reguł – ostentacyjnie ignorowane lub skutecznie tępione.
Obok doświadczenia II wojny światowej i nienawiści do
Niemców, niezwykle istotny jest problem samospełniającej się przepowiedni. Narratorka
nie może uznać swojego życia (przynajmniej przez pryzmat przytaczanych wątków)
za szczęśliwe. Jej małżeństwo z nieakceptowanym przez rodzinę mężem się
rozpadło, matka zmarła, a strachy dorastania nie opuściły. Zawsze słyszała o
swojej odmienności, niezdarności, była karana surowiej od innych. I taka też
się stała – bardziej niezdarna niż rówieśnicy, podatna na krytykę, otwarta na
cięgi, zadawane przez innych.
Jeszcze inny problem zaznaczony w powieści to znaczenie
relacji panujących w domu oraz wpływ historii rodziny na następne pokolenia.
Wiszące w powietrzu, ale niewypowiedziane zaszłości, kształtują młodych tak
samo, jak to, co wypowiedziane głośno. Lub, jak odbywało się to w domu narratorki,
z odpowiednim, akceptowanym, natężeniem głosu. Brak oparcia w matce,
nieobecność ojca i zawsze we wszystkim lepszy kuzyn, to piramida, która narosła
wokół dziewczyny – pod koniec książki właśnie rozwiedzionej kobiety, matki
dwojga dorosłych synów.
Przez całą książkę narratorce towarzyszy lis. Jej
przyjaciel, substytut bliskiego człowieka, który w pewnym momencie życia
zamienia się w Rudego, męża, próbującego nauczyć ją szacunku do samej siebie.
Po rozwodzie lis znów pojawia się w swojej zwierzęcej postaci w scenie sądu nad
kobietą. To on jest sędzią i dba o wysłuchanie wszystkich relacji z życia
narratorki. Ta alegoryczna scena ukazuje walkę z ofiarą w każdym z
pokrzywdzonych – nie tylko w narratorce, ale we wszystkich bardziej dosłownych
uczestnikach Holocaustu. Spotykają się tam nauczycielka ze znienawidzonej
szkoły, esesman, ludzie spaleni żywcem. Toczy się proces.
![]() |
Magdalena Tulli Źródło: http://lodz.gazeta.pl |
Wyjaśnienie należy się także tytułowi powieści. Słowo „szum”
jako określenie życia pojawia się w jednej z wyśnionych rozmów telefonicznych.
W taki sposób zmarła, która podniosła słuchawkę, nazywa otoczenie i wszystkie
problemy żywych. Jednak nie da się przeoczyć tego, że szumem, czyli zakłóceniem, jest także brzemię Holocaustu, wiszące
nad narratorką i hamujące jej rozwój. Szum
to także szmer niewypowiedzianych rozmów oraz wszystkich wygłoszonych drwin,
składających się na niemożliwy do zrozumienia odgłos.
Do tej pory nie przeczytałam jeszcze Włoskich szpilek, ale zapoznałam się z pierwszą powieścią Tulli, pt.
Sny i kamienie. Choć Szum jest zdecydowanie narracyjny, to
zawiera w sobie ten sam oniryzm, właściwy traktatowi o mieście. Jest to styl
naprawdę godny uwagi.
Magdalena Tulli, Szum,
Znak, Kraków 2014
Tam nie ma ani slowa o Holokauście. Czytam i dziwię się: "otworzyła nowy dział pisania o życiu po Holokauście". "Szum" opowiada o życiu w rodzinie w której jest pamięć traumy, czyli o dość uniwersalnym doświadczeniu.
OdpowiedzUsuńAnonimowy, czy pamięć traumy, podana na konkretnym przykładzie (wojna, obozy, esesmani) nie jest bardziej wiarygodna niż trauma jako problem?
UsuńMatka i ciotka bohaterki przebywały w obozach, wyszły z nich, ciotka dłużej się leczyła w szpitalu. Dziewczyna widzi w snach esesmana - tego, od którego jej matka dostawała cukier w drodze do obozu. A w końcowej scenie wchodzą ludzie spaleni żywcem. Trzeba więcej, żeby rozpoznać w tym wszystkim Holocaust? A koleżanka ze szkoły, ukrywająca swoje pochodzenie? Oczywiście eksterminacja pozostaje symbolem traumy rodzinnej w ogóle i nie jest jedynym wątkiem książki. Narratorka najwięcej mówi o swoim doświadczeniu edukacji, które ją naznaczyło odmiennością.
Czasem nie potrzeba bezpośredniego określenia "Holocaust", żeby zrozumieć, że właśnie o tę traumę chodziło. Trzeba umieć czytać "między wierszami". Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Mało mówi się o tym, jak wojna wpłynęła na psychikę ludzką, często podaje się tylko suche informacje odnośnie końca wojny i radości z tego tytułu, ale ci ludzie już nigdy nie byli tymi sami, co przed wojną. To wydarzenie zmieniło ich psychikę już na zawsze. "Oberwało" się przy okazji kolejnemu pokoleniu wychowanemu w szumie przeszłości. Książka godna uwagi i na pewno powinna czytać ją młodzież, która zna tylko suche fakty z tamtego okresu.
OdpowiedzUsuń