Genialne i zabawne "Lekcje chemii"

Dawno nie czytałam tak dobrej książki obyczajowej, jeszcze do tego napisanej z niemałym polotem. Poważna tematyka podana w lekkostrawny, a nawet zabawny sposób - dramaty rodzinne, problemy kobiet na rynku pracy, dawka chemii i szkolenia kulinarnego - to najszybsze podsumowanie książki Bonnie Garmus pt. Lekcje chemii.


Początek lat 50. Elizabeth Zott jest naukowcem i pracuje w absolutnie zmaskulinizowanym środowisku chemików, walcząc o uznanie swoich prac. Nie zamierza zakładać rodziny, nie flirtuje, ale nawet jej zdarza się "komplikacja" - poznaje Calvina - naukowca, któremu nie przeszkadza płeć Elizabeth jako pełnoprawnego badacza. Romantyczna historia miłosna? Nie do końca.

Zabawna i lekka narracja (genialne było flirtowanie chemików!) przeplata się z negatywnymi wspomnieniami Elizabeth z okresu studiów i walką o uznanie swoich osiągnięć. Wreszcie - walką z osobistymi przeciwnościami losu. Tytułowe lekcje chemii to nie tylko specyficzny sposób podawania przepisów kucharskich w programie telewizyjnym, do którego doprowadził Elizabeth splot okoliczności ("szczypta chlorku sodu, doprawić piperyną"), to przede wszystkim lekcje wyzwolenia kobiet spod władzy ich mężów. Marzeniem kobiety nie musi, choć może być, zostanie panią domu. Elizabeth daje swoim odbiorcom narzędzie do walki z systemem, który dla niej był tak bardzo niełaskawy. Umiejscawiając akcję u progu drugiej fali feminizmu Bonnie Garmus stworzyła bohaterkę, od której to wszystko mogło się zacząć.

Niekwestionowanym clou powieściowego programu jest pies o nietypowym imieniu (Szósta Trzydzieści), który w książce otrzymał własną partię narracyjną. To pomysłowy sposób na wyjście poza schemat i próba nadania obiektywizmu w powieści napisanej zsubiektywizowaną narracją trzecioosobową.


Za książkę dziękuję wydawnictwu


Bonnie Garmus, Lekcje chemii, tłum. Marek Cieślik, Marginesy 2022

Komentarze