Czy tak trudno dopilnować wiarygodności w literaturze young adult?

Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Z jednej strony, ze względu na lekkość czytania, mogę ją uznać za niezły romans young adult, z drugiej - było w niej tyle zgrzytów, że po lekturze Chłopaka, który zakradał się do mnie przez okno czuję lekko irytujące napięcie. 


 

Odbiorca poznaje Amber, narratorkę i główną bohaterkę książki, kiedy jest jeszcze dzieckiem. Jednak wprowadzenie związane z tematem jej rodziny jest zdecydowanie zbyt krótkie i za mało angażujące, by odbiorca wczuł się w jej traumę. Dziewczyna przez kolejne 200 stron będzie powtarzać, jakim to cierpieniem zostało naznaczone jej dzieciństwo i z jakimi lękami musi się mierzyć jako nastolatka, a odbiorca nie czuje się w to wystarczająco mocno wciągnięty. Autorka połączyła w tej książce romans z dramatem rodzinnym - i dobrze! - ale ekspozycja tego drugiego jest za mało pogłębiona, a szkoda.

Zdecydowana większość objętości powieści Kirsty Moseley to hurraoptymistyczny romans młodzieżowy, w którym szczęście aż wylewa się z kart książki - oderwanie od rzeczywistości zakrawa o abstrakcję. Zero konfliktów i czyste zakochanie jest tak mdłe, że straciłam w pewnym momencie ochotę na kontynuowanie lektury. Niesłusznie. Autorka wraca do lekko zarysowanego na początku powieści dramatu rodzinnego i choć nie pogłębia go zanadto, to jednak dodaje książce dodatkowego rysu gatunkowego - a to całemu obrazowi fabularnemu bardzo pasuje. 

Główna bohaterka powieści jest osobą, która może irytować czytelnika. Jej relacje z osobami, które nazywa przyjaciółkami, są powierzchowne. Emocje, o których mówi - przez mizerne uzasadnienie fabularne - mało przekonujące. Inaczej jest z Liamem, głównym męskim bohaterem, któremu odbiorca bardziej wierzy, gdyby nie fakt, że trudno zaakceptować to, że chłopak przez 10 lat wymykał się przez okno do sąsiadów, a rodzice tego nie zauważyli. Na wiarygodności traci też nader odpowiedzialnym zachowaniem w kryzysowej sytuacji (niestety ze względu na ujawnianie treści nie chcę pisać wprost, o co chodzi), która ma ponadto niezwykle instrumentalną funkcję w powieści. Jest też trzeci bohater, Jake - nadopiekuńczy brat Amber i przyjaciel Liama, który z nich wszystkich jest najbardziej realny i stabilny. Wydaje się więc, że pewne nieścisłości w fabule i trudne do pominięcia przemilczenia, które były wygodne dla założeń fabularnych powieści, mocno nadszarpnęły jej wartość - autorka miała jakiś pomysł na wątek romansowy, dodała do niego urozmaicenie dramatyczne, nieco wtórne wobec pierwszego, głównego nurtu fabuły, a następnie nie dopilnowała, żeby to wszystko się ze sobą kleiło. Jeśli komuś nie przeszkadza, że szesnastolatka, która wymaga pomocy medycznej, nie jest pytana o opiekuna prawnego, nie wiadomo, dlaczego spóźnienia w szkole są piętnowane bardziej niż nieobecności, a milutcy rodzice Liama wydają się ślepi na nieobecność syna - może nawet uzna tę książkę za dobrą.

I - najgorsze - w polskiej wersji książki jest mnóstwo błędów i niedopatrzeń korektorskich - od błędnej (łącznej) pisowni nie z przymiotnikami w stopniu najwyższym, przez stawiane bez uzasadnienia przecinki, aż do nieznajomości zasad odmiany słów obcego pochodzenia zakończonych na -c (Big Mac, z Big Makiem, a nie: Mackiem). 

 

Kirsty Moseley, Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno, tłum. Zuzanna Smreczyńska, Warszawa 2016

Komentarze