Romans nie musi być błahy - Amy Harmon, "Słowo i miecz"

Długo wahałam się, czy w ogóle chcę czytać tę książkę. Bo to fantastyka, bo ja jestem na bakier z istotami dziwnymi, bo moje ostatnie przygody z powieściami fantasy (Władca pierścieni) były okupione czytelniczym cierpieniem. Jednak z drugiej strony to Amy Harmon, której książki z gatunku young adult uwielbiam, a nawet polubiłam się z jej powieścią historyczną (na które zazwyczaj się wzdragam), dlatego - z chęci przeczytania czegoś pochłaniającego i braku pomysłu na to coś - przeczytałam Słowo i miecz.

 

Cóż. Jako osoba zafascynowana niegdyś naukowo performatywną funkcją języka trafiłam idealnie. Główna bohaterka, choć niema, posiada moc dysponowania Słowem. Zmieniania Słowem rzeczywistości. To typowa żeńska postać, jakie ma w zwyczaju tworzyć Amy Harmon. Silna, z bardzo konkretnymi cechami, waleczna. Jakaś. Lark nie ma możliwości porozumiewania się z innymi ludźmi, ale ma dar rozumienia tego, czego nie mówią.Wyrwanie się spod więzienia zakazów, w którym trzymał ją ojciec, skutkuje zwiększeniem wiedzy o swojej mocy. Żyjąc wśród zwykłych śmiertelników oraz Obdarzonych - ludzi, którzy mają niezwykłe umiejętności, poznaje przede wszystkim siebie.

Książka ma wszystko, co powinna posiadać: walkę o władzę, wojnę, prześladowania, lojalność i zdrady, ale nade wszystko absolutnie cudownie napisany wątek romansowy. Czyli to, co u Harmon cenię najbardziej. Jak ona potrafi subtelnie pisać o pożądaniu, budować napięcie pomiędzy bohaterami bez zbędnych dosłowności, tkać fabułę tak soczystą pod względem emocji, że ach.

To, czego nie lubię w powieściach fantasy, to stwory, których później się boję. W tej powieści udało się tego uniknąć. Owszem, jest pewna nieludzka armia antagonistów, ale Autorka nie poświęca zbyt wiele uwagi na udramatyzowanie ich opisu, na szczęście.

Przede mną jeszcze druga część - Królowa i Uzdrowiciel. Mam nadzieję, że będzie nie gorsza niż pierwsza.


Amy Harmon, Słowo i miecz, tłum. Marcin Machnik, Helion, 2018.

Komentarze