Inspiracja, przepisanie, odnowienie - "Mała księżniczka" Karoliny Lewestam

Dla wielu osób Mały Książę jest książką wyjątkową, ważną i inspirującą. Książką, która dzięki swojej formie prosi się o reinterpretacje i przepisanie, o odnowienie i rozszerzenie, choć jest przecież zamkniętą całością. Widać, zdecydowanie widać w pracy Karoliny Lewestam miłość do tego tekstu i formy, którą znamy. Jest tu zarówno reinterpretacja, jak również pewien hołd dla Autora oryginału. 


 

Nie jestem fanką prostoty de Saint-Exupéry'ego i poetyki baśniowości, to trochę jak ze Słowackim, który miał zachwycać, ale... właśnie. Jednak jestem absolutnie zauroczona formą i wieloaspektowością intertekstu, który zaproponowała K. Lewestam. To nie jest przepisanie opowieści czy jej odtworzenie. To nowy tekst z zachowaniem reguł ustalonych przez pierwowzór. Twórczy, choć jednocześnie powstrzymywany przez dość sztywne ramy, których Autorka postanowiła przestrzegać. Z jednej strony rozumiem, że taki był zamysł, z drugiej - mam wrażenie, że za mało tu było K. Lewestam, a za dużo lustrzanego odbicia Małego Księcia. Nie miałam ochoty na ponowne przeczytanie książki de Saint-Exupéry'ego, choć istnieją opinie, że wypada zrobić to raz na dziesięć lat. Czytałam w liceum - zatem znacznie dawniej niż dekadę temu - i pamiętam swój o niej osąd. Lewestam przemawia do mnie bardziej, ale to wciąż jest ta sama poetyka, nawet jeśli konstatacje nie są dokładnie powtórzone, ale przeinterpretowane, a cały kontekst odnowiony. Odrestaurowany Mały Książę stał się Małą Księżniczką.

Autorka uczyniła swoją narratorką Amelię Earhart, pionierkę lotnictwa kobiet, która w 1937 zaginęła podczas lotu nad Oceanem Spokojnym. Narratorka spotyka tytułową księżniczkę na bezludnej wyspie, na którą trafiła w wyniku wypadku samolotowego. Umocowanie akcji w rzeczywistości sprzed kilkudziesięciu lat oraz poczucie samotności, które dopadło ambitną kobietę, staje się podbudową do spotkania z Małą Księżniczką, podróżującą po wszechświecie i spotykającą różne typy ludzi. Skarżącą się na otoczenie tych nielicznych, którzy są wobec siebie szczerzy, a także tych, którzy udają, obawiają się opinii innych czy mają o sobie nierealne wyobrażenia. Amelia w obliczu śmierci, posługując się postacią małej, naiwnej, ale spostrzegawczej dziewczynki, dokonuje swoistej deskrypcji otaczających ją ludzi. Ogólny wydźwięk książki jest analogiczny do źródłowego, ale - być może to kwestia upływu lat - z Małą Księżniczką polubiłam się bardziej niż z Małym Księciem.

 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu


 

Karolina Lewestam, Mała Księżniczka, W.A.B., Warszawa 2021


Komentarze

  1. Ja, pierwszy i ostatni raz, czytałam "Małego księcia" w gimnazjum, czyli też grubo ponad 10 lat temu, chociaż mam tę książkę na swojej półce. Pamiętam, że podobała mi się ta lektura. Mimo wszystko chętnie przeczytam damską wersję Małego Księcia, jestem ciekawa, czy reinterpretacja może przebić oryginał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie przekonał „Mały Książę”, teraz lektura w tym stylu wypadła w moim odczuciu lepiej. Jednak, co jest dobre w tej lekturze, nie odczuwa się rywalizacji z oryginałem, to raczej taki pisarski hołd dla pierwowzoru.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń

Prześlij komentarz