Taki przyjemny powrót - (prawie) cała seria o Ani z Zielonego Wzgórza

 

Zachęcona nowym tłumaczeniem, które miałam przyjemność poznać na przykładzie Ani na uniwersytecie, postanowiłam zrobić sobie taki nietypowy reread z uzupełnieniem. Kiedyś przeczytałam trzy pierwsze części Ani, a teraz doczytałam resztę dostępną na Legimi. Może kiedyś dorobię się własnych egzemplarzy, ale chętnie poczekam na wydania od Wilgi, bo te wydania Bellony dostępne na Legimi to była jakaś korektorska jatka i wolałabym nie mieć czegoś takiego w domu na półce.

Ta egzaltacja Ani, przyznaję, kiedyś wydawała mi się urocza. No cóż... wyrosłam z targetu i zwłaszcza pierwsza część nie była tak dobra, jak ją zapamiętałam. Jednak to nie mnie miała się podobać. Z dużą chęcią zasiadłam jednak do lektury kolejnych części, bo choć czytałam wiele lat temu Anię z Avonlea oraz Anię na Uniwersytecie (inny tytuł Ania z Wyspy), to słabo je pamiętałam. Kolejnych części wtedy nie czytałam.

Od Ani z Zielonego Wzgórza do Doliny Tęczy - godziny poświęcone Ani były dla mnie przyjemne, ale chyba nie aż tak, jak na to liczyłam. A liczyłam na znaczniejszy fabularny udział Gilberta, no bo to w końcu Gilbert i w ogóle. Jednak stało się inaczej i tu najbardziej zawiodłam się na czwartej części, Ani z Szumiących Topoli. Nie byłabym nawet zdziwiona, gdyby okazało się, że może nawet kiedyś zaczęłam czytać tę część i znudzona, porzuciłam ją w trakcie lektury. Co za dłużyzny! Do tego dziwna forma, którą Autorka sobie narzuciła, po to, żeby z niej nagle rezygnować. Wyraźnie w pewnym momencie listowna narracja pierwszoosobowa zaczęła Autorce przeszkadzać i okazała się niewystarczająca. Stąd nagły powrót do spersonalizowanej narracji trzecioosobowej, znanej z innych części, która pozwoliła choćby opisać powrót na święta do Zielonego Wzgórza.

Połowa książki i Gilberta nie ma... Przykre to dla kogoś, kto sięgnął po tę książkę wyłącznie z uwagi na niego, hm... Zakończenie Ani na Uniwersytecie zapowiadało rozłąkę Ani i Gilberta. Jednak czuję się rozczarowana jednostronną epistolarną formą tej powieści. Oczekiwałam większej objętości tego miłego drżenia między nimi, które wywołała końcówka Ani z Avonlea.

Za to kolejna część - Wymarzony dom Ani - to zdecydowanie u mnie numer jeden tej serii. Choć zdaję sobie sprawę z tego, że następuje tu znaczne przesunięcie grupy odbiorców, bo to jest dojrzała opowieść o życiu młodego małżeństwa. Piękna powieść obyczajowa ze świetnymi bohaterami drugoplanowymi jest zdecydowanie "o czymś", w przeciwieństwie do poprzedniczki.

I wreszcie Ania ze Złotego Brzegu oraz Dolina Tęczy, które są raczej lekkimi opowieściami o dzieciach Ani i Gilberta, niż o nich samych. Musiały takie być, skoro książki miały pozostać młodzieżówkami, ale to zdecydowanie niesatysfakcjonujące. O ile bardziej wolałabym czytać o pracy Gilberta i problemach z perspektywy dorosłych, niż dzieci. Mogły to być naprawdę dobre książki obyczajowe, tak jak Wymarzony dom Ani, a wyszło coś takiego pośrodku, poruszającego odpowiedź na tęsknotę za Anią i jednocześnie już nie o niej. Nie przeczytałam ostatniej części, Rilli ze Złotego Brzegu, ponieważ nie mam do niej dostępu elektronicznego. Mam nadzieję, że Wilga wyda wznowienia całej serii i z chęcią się w nią zaopatrzę.

Lucy Maud Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza, seria




Komentarze