"Beach read" - romans niezupełnie wakacyjny

Książka promowana jako wakacyjny romans jest całkiem dobrą powieścią o miłości, ale przede wszystkim o kryzysie twórczym. Czy jest wakacyjna? Niekoniecznie, choć na to wskazuje okładka. Jest przede wszystkim porządną literaturą rozrywkową.

Dwoje pisarzy zamieszkuje w bliźniaczych, sąsiadujących ze sobą domkach. Z wakacjami nie ma to nic wspólnego. On po prostu tam mieszka, ona przyjechała do domu, który odziedziczyła po śmierci swojego taty. Oboje cierpią na kryzys twórczy, oboje mierzą się ze swoimi demonami i oboje nie mają ochoty na romans. Czyli wstęp idealny.

O czym jest ta książka? O zbieraniu materiałów do powieści, o odczarowaniu pisania jako namiętności i natchnienia. Dla ludzi takich jak January i Gus to po prostu praca. Żmudne rzemiosło. Trafiają na siebie i postanawiają wzajemnie się motywować oraz pokazać drugiej osobie sposób swojej pracy. To pokazanie powstawania książki od kuchni. 

Jestem wdzięczna za to, że autorka nie spłyciła fabuły do samego romansu. Są historie rodzinne i układanie sobie życia na nowo w związku z doświadczeniem uczucia zdrady. Są wzruszenia związane z relacjami międzyludzkimi i zajawka (za mała!) doświadczenia traumy życia w sekcie. To wszystko składa się na dobrą książkę rozrywkową, w której erotyzm jest budowany bez zbędnej dosłowności, a to w romansach cenię najbardziej. Napięcie pomiędzy bohaterami sięga zenitu i jest świetne, ale Autorka nie każe czytelnikowi być świadkiem absolutnie wszystkiego. Uff.

Emily Henry, Beach read. Wakacyjny romans, tłum. Aleksandra Weksej, Wydawnictwo Kobiece, 2021.

Komentarze

  1. Kurde, początek tej książki mnie bardzo zniechęcił, ale jak tak sobie przeczytałam Twoją opinię to stwierdziłam, że chyba muszę tej książce dać jeszcze jedną szansę. Czekam na kod z biblioteki do Legimi, może dokończę czytanie, kiedy uda mi się uruchomić aplikację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że to było dobre połączenie romansu z całkiem ogarniętą książką obyczajową - nic poważnego, ale też niegłupiego. Lubię takie książki na weekend. O uczuciu, ale bez nachalnej erotyzacji. Dla mnie jednak to przede wszystkim powieść o kryzysie pisarskim. Ta okładka, podtytuł i cała medialna komunikacja książki są dla niej absolutnie krzywdzące.

      Usuń

Prześlij komentarz