Patrzysz na moje ręce i widzisz szramy po oparzeniach i niezaleczone jeszcze, dość głębokie rozcięcie na palcu wskazującym. Widzisz, że nie zakładam dwuczęściowego kostiumu kąpielowego, i że nawet w jednoczęściowym widać znaczną asymetrię w wyglądzie mojej talii. Widzisz, że na czole mam bliznę, takie niewielkie, białawe wgłębienie. Widzisz też, że mam rozstępy w dziwnym miejscu, na łydkach.
Nie
wiesz, że to, co widzisz, to pewna historia, której nie da się omówić w
oderwaniu od ciała i że o ciele nie da się mówić bez historii.
Czasem
jednak zdarza się, że człowiek chce uciec od historii swojego ciała.
Usilnie próbuje się z nią nie identyfikować, ale koniec końców, ona i
tak określa osobę. Reportaż Joanny Gierak-Onoszko to historia osób,
które próbowały stać obok, kiedy ich dziecięce ciała cierpiały, kiedy
były poniżane, bite, głodzone, gwałcone.
Posiadam
mechanizm krytyczny pozwalający radzić sobie z reportażem jako formą
literacką. Znam ograniczenia literatury dokumentalnej i dostrzegam
rozwiązania typowe dla literatury pięknej, po które sięgnęła autorka.
Widzę literackie snucie opowieści i zarzucanie fabularnych haczyków
pomiędzy rozdziałami. Widzę zabiegi narracyjne - mowę zależną i
wykorzystywanie głosu bohaterów, a także dziennikarskie tworzenie mostów
pomiędzy kulturami.
Obok tego, co oczywiste w tej
książce - traumy i krzywdy wielu pokoleń, dziedziczenia alkoholizmu,
ubóstwa i patologicznych zachowań wobec dzieci, widzę też mechanizmy
dyskursu publicznego, który, włączając jednych, wyklucza innych. Wiem,
jakie sytuacje sprawiają, że głos wykluczonej mniejszości staje się
mniej lub bardziej nagle głosem ogółu i jak przebiega dyskursywna
radykalizacja.
O tej ostatniej w książce jest niewiele,
ale to właśnie ona przykuła moją uwagę jako osoby, która kilka lat temu
zajmowała się trybikami napędzającymi dyskurs. Włączaniu do
społeczeństwa (w znaczeniu udziału w dyskursie), towarzyszy radykalizm
wyłączania. Gierak-Onoszko opisuje to na przykładzie białej artystki,
która została zlinczowana, bo w mainstreamie nie ma już miejsca dla
białych, tworzących sztukę inspirowaną rdzenną kulturą. Kiedy się
zastanowimy, to nawet w dość ustabilizowanym dyskursie żydowskim w
Polsce jest chyba podobnie. Komu wolno pisać o tych krzywdach? komu
wolno reinterpretować twórczość i mówić historię?
Kanada
poszła dużo dalej w tym umartwianiu się, jak przytacza autorka,
podważając podstawy radosnych obchodów świąt. Skoro do Kanady, w
oczekiwaniu bezpieczeństwa, uciekli ludzie z objętych wojną terenów, to
czy można urządzać pokazy fajerwerków? Czy można cieszyć się z okrągłej
rocznicy państwowości, skoro to także rocznica ucisku rdzennej ludności?
Narzuca się wtedy pytanie: czy można cieszyć się z polskich rocznic
odzyskania niepodległości, skoro w ciągu ostatnich stu lat w państwie
polskim, na skutek takich, a nie innych decyzji politycznych, dochodziło
do aktów agresji i linczowania niektórych członków społeczeństwa?
Nie,
nie usprawiedliwiam. Nie podważam. Staram się tylko widzieć historię
ciała państwowego jako całości i widzę blizny, które na tym ciele
pozostaną. Można je tuszować zabudowanym strojem, można też zaakceptować
jako element tożsamości.
Joanna Gierak-Onoszko, 27 śmierci Toby'ego Obeda
Komentarze
Prześlij komentarz