Czy ta książka jest zbyt "sławna"? - o "Złodziejce ksiażek"

Mam problem, jak napisać o tej książce. Polecana przez wielu jako niezwykła, zostająca w pamięci, wzruszająca. O wojnie, odwadze i dziewczynce ratującej książki z płonących stosów w przededniu II wojny światowej. Spodziewałam się czegoś wbijającego w fotel, a dostałam poprawną opowieść o dojrzewaniu i różnych odcieniach szarości przedwojennych (i wojennych) Niemiec. Czy to dobra książka? Tak. Czy oszałamiająca? Nie.


 

Uważam, że gdyby nie to, że słyszałam o niej tak wiele, wywarłaby na mnie większe wrażenie. Niestety zostałam pozostawiona przez tę lekturę z niedosytem. W tej książce dominuje zwyczajność, która podkreśla bohaterstwo opiekunów Liesel, decydujących się na ukrywanie Żyda, ale bohaterstwo głównej bohaterki? Nieee... (no dobra, jest wyjątek). Liesel jest do gruntu zwyczajna i dzięki temu autentyczna, a książki częściej kradnie z domu burmistrza niż z płonących stosów.

Nie, nie znajduję w tej książce wad, usterek czy jakby to inaczej nazwać. To dobra literatura wojenna dla młodego odbiorcy - trafiająca w czułe struny, omijająca epatowanie fizycznym okrucieństwem, raczej poglądowo pokazująca kwestie żydowskie czy obozowe. Czy była to porywająca lektura? Też nie, a spodziewałam się po niej fajerwerków w przeżyciach odbiorczych. 

Doceniam pięknie napisany wątek, nazwijmy go roboczo, "żydowski" - relacja dziewczynki z Maksem, jej przekonywanie się o uniwersalności człowieczeństwa, metaforyka wprowadzona przez picturebooki Maksa, to wszystko było naprawdę magiczne. Podobnie jak niezwykłe prowadzenie narracji i wybór takiej, a nie innej osoby mówiącej, w fantastyczny sposób dopełnia strukturę powieści. Jednak podstawową tkanką Złodziejki książek są relacje Liesel z otoczeniem, wyprawy po kradzież jabłek i książek, spacery po okolicy i problemy finansowe. Czy to źle? Nie, jednak wydaje mi się, że tę książkę zjada jej popularność.

Markus Zusak, Złodziejka książek, tłum. Hanna Baltyn, Nasza Księgarnia 2008.

Komentarze