Obserwacja ze środka, czyli "W kinie panoramicznym"

Jeśli myślisz, że ta książka nie jest dla Ciebie, że nie przypadnie ci do gustu, bo to zbiór opowiadań i nowel, że historia kończy się wtedy, gdy właśnie zacząłeś przywiązywać się do bohatera, to zastanów się nad inną perspektywą odbioru. Życie różnych ludzi przeplata się ze sobą czasem w najmniej oczekiwanych momentach. Styczność trwa ułamek sekundy lub kilka minut, rzadziej kilka godzin, jeśli uznać, że ludzka egzystencja liczy tyle, co tarcza zegara. Juraj Kováčik podjął się wyzwania połączenia, z reguły w zaskakujących momentach, opowiadanych fabuł. Ktoś kogoś znał, ktoś o kimś opowiada, główny bohater jednej opowieści jest epizodycznym w drugiej. Autor obrał skomplikowaną drogę, nie połączył fabuł ani czasem, ani miejscem, ani nawet tematem, choć każde z opowiadań operuje pewną ostatecznością. Odbiorca zostaje wciągnięty do tego świata kalkulowania lub przeżywania uczuć, zahacza o oniryzm, alternatywne rzeczywistości i niepopularne teorie naukowe za jednym razem. I przyznaję, że ta symfonia gra i kończy się tam, gdzie było miejsce na jej zakończenie. Uwielbiam kontrapunkty fabularne podkreślone ostatecznością ukazania w zakończeniu książki. 


W tym zbiorze dzieje się naprawdę dużo. Po pierwsze, jak już wspomniałam, ta książka jest nieprzypadkową całością, której zamysł jest zrozumiały dla odbiorcy, a nie tylko autora. Jest to bezdyskusyjna zaleta. Nie musimy doszukiwać się powiązań, dlaczego takie, a nie inne teksty znalazły się obok siebie, a z drugiej strony - brakuje powiązania tematycznego, które może się znudzić. Sporo w tym wycinku świata nieoczywistości. Autor nie idzie utartymi szlakami, a większość opowiadań zmierza w zaskakującym kierunku, choć zbiór rozpoczyna się dość niewinne. Im dalej w las, tym większa deformacja rzeczywistości, inspirowana raczej prozą psychologiczną i poetycką, a nie fantastyką. Nad wszystkim czuwa jakiś fatalizm, który wznieca kontrapunkty, rezonujące w ciele odbiorcy. Dreszcz wynikający z przeżywania tej prozy jest inny niż wtedy, kiedy przywiązani do bohatera przez kilkadziesiąt stron, drżymy o jego życie. Drżenie jest, ale to świat Kováčika drży w posadach.

Przyznaję, że nie spodziewałam się po tej książce tak wiele. Wydawca skromnie ją opisuje jako "zbiór opowiadań o miłości i śmierci", ale to, co odbiorca dostaje, znacznie wykracza poza ten zakres. Z tekstów wyłania się dużo więcej, a miłość i śmierć, a szerzej - uczucia w ogóle - nienawiść, cynizm, zainteresowanie, mściwość, satysfakcja - są po prostu elementem życia bohaterów, nic w tym odkrywczego. Odkrywcza jest forma, w której narasta fatalizm. Autor fabułami, bez uciekania się do wywodu filozoficznego, udowadnia odbiorcy, że cykl, wydarzenia, rytm i historia (traktowana jako schemat każdej opowieści) są absolutnie nadrzędne wobec jednostki. Bohaterowie, nawet ci demiurgiczni, nie tworzą historii. To historie się nimi wysługują.

Za książkę dziękuję wydawnictwu


Juraj Kováčik, W kinie panoramicznym, tłum. Michał Wirchniański, Biblioteka Słów 2021.

Komentarze