Szostak. Jego słowa, ich słowa, "Cudze słowa"


 
Filozofia nie odpowiada na pytania, filozofia je stawia. Życie jest traceniem. Proza Wita Szostaka nie odpowiada na pytania o rolę literatury i miejsce twórcy. Stawia jednak pytania i robi to w sposób iście zaskakujący, posługując się utratą napisanych słów. Mistrzostwo korespondowania z własnym (i cudzym) tekstem, z jakim już kojarzony jest Wit Szostak nie od dziś (Chochoły), w Cudzych słowach urasta do rangi osobnego performensu literackiego. I urealnia uzasadnienie tezy o performatywnym, stwarzającym, potencjale języka.
Autor - edytor, kryjący się pod różnorodnymi narracjami koncentrującymi się wokół tajemniczego Benedykta żongluje nie tylko stylami, ale także potencjałem przytoczenia słów. Odkrywa też, w popisowym rozdziale przypisanym Weronice, wnętrzności tekstu, wszystko to, co mogło nim być, ale nie zostało włączone. Pokazuje, jak stworzyć intrygującego, genialnego bohatera literackiego z przeciętnego człowieka, ignoranta i uciekiniera.
Pamiętacie dyskusję o reportażach R. Kapuścińskiego? Że podpisane jako reportaże czy też posługujące się taką łatką, nie są zapisem prawdy, tylko stworzeniem literackim? Szostak Cudzymi słowami wcina się w tę niegdysiejszą dyskusję, mówiąc: "to nie wasze słowa", "to literatura", "wypowiedziane kiedyś słowa dostały potencjał wykorzystania w tekście i oderwały się od ich właścicieli". Tekst literacki, zaserwowany odbiorcy jak dobra powieść, bez kontekstu filozoficznego, potrafi zaskoczyć osobę, która wcześniej nie miała z Autorem do czynienia. 
Tak jak z ograniczonej liczby dźwięków, można stworzyć nieograniczoną ilość utworów muzycznych, tak z ograniczonej liczby znaków, można stworzyć nieograniczony w swoim potencjale tekst. Każde wypowiadane przez Autora słowo jest cudze, bo przecież ich nie wymyślił. Dodatkowo podpisane cudzym, bo nie swoim, narratora-Autora, imieniem jednego z zewnętrznych wobec niego narratorów. Wielokrotnie poddane przez nich, bohaterów mówiących, redukcjom i zblurowane własnym, nadanym im stylom wypowiedzi. 
Autor daje popis swoich umiejętności stylistycznych w kształtowaniu języka bohaterów. Po kilku rozdziałach odbiorca wie już, w jaki sposób i o czym mówi Jakub ("wyrwać ja Jakubowi, wyrwać ja Kubie"), w jaki ojciec Benedykta, a co charakteryzuje najbardziej znaczącą w książce mowę - Magdy. Kuchenne porównania do opisu relacji międzyludzkiej, tak soczyste i esencjonalne, niejednego fana prozy nowoczesnej rozłożą na łopatki. A żonglowanie morfologią słów i wydobywanie podobieństw pomiędzy ich oddalonymi znaczeniami ("poszedłem na księdza, na piechotę"), oszołomią każdego językowego wrażliwca ("pochowałem żonę, teraz chowam syna. - Dobrze się chowa? - tak pytali sąsiedzi"). 
Weronika, odarta z własnego tekstu, oddaje tekst komuś innemu. To ją postrzega odbiorca jako najbardziej tragiczną pod względem (u)życia słowa. To jej zostało zabrane na oczach czytelnika, inne zbrodnie (lub redakcyjne redukcje) pozostają w domyśle. Szostak dokonuje wizualizacji w głowie odbiorcy, jakoby kazał każdemu ze swoich narratorów coś napisać, a potem zabrał im koherencję i stabilność wypowiedzi. I mocne, żywe kontury tej wizualizacji są siłą tej książki.

Wit Szostak, Cudze słowa, wyd. Powergraph, Warszawa 2020. 

(problem z lokalizacją cytatów wynika z korzystania z wersji elektronicznej tekstu)

Komentarze