Ani pierwszy (alfabet) książkowy zawód...

 

 

Ania dosyć szybko zaczęła się interesować napisami wokół siebie. Zatem my nie zasypialiśmy gruszek w popiele i poszliśmy za ciosem. I tak, niedługo po skończeniu przez nią trzech lat, dostała książkę opracowaną przez wydawnictwo Olesiejuk. Pobieżne przejrzenie jej w sklepie spełniało oczekiwania - zachęcające obrazki, realizacja potrzeby opatrzenia się z kształtem liter, zebranie na każdej stronie pomysłów realizacji tych liter, zachęta do własnego poszukiwania kolejnych słów, które je zawierają. Wydawała się pod wieloma względami dobrą mapą do poruszania się po tym nowym dla niej gruncie. 

Dociekliwa Ania szybko wyłapała poważne braki tej książki, które umknęły dorosłemu odbiorcy. Tym brakiem jest frustrująco wybiórcze potraktowanie polskich znaków diakrytycznych. Znalazło się miejsce dla Ł oraz Ż, ale wszystkie inne, tak wewnątrzwyrazowe: Ą, Ę, Ń, Ó, jak również takie, które mogłyby zostać zrealizowane na takich samych zasadach, jak reszta książki: Ć, Ś, Ź - zostały pominięte. Dlaczego? Tego nie wiemy. Nawet jeśli tych słów nie byłoby wiele, zasługują przecież na miejsce w Moim pierwszym alfabecie. Mimo porządnego wydania na twardych kartkach, ładnej szaty graficznej i poprawnego pomysłu, jego realizacja nie zasługuje na polecenie tej książki.

Mój pierwszy alfabet. Słowniczek obrazkowy, Olesiejuk, 2018.

Komentarze