"Zaistnienia" - poetycka opowieść drogi Piotra Strzeżysza



Niewielkich rozmiarów prozatorski utwór Piotra Strzeżysza nie jest po prostu relacją z podróży. Nie jest też książką typowo podróżniczą. To raczej dzielenie się autora jego poetycką wrażliwością na naturę świata i obcowanie z drugim człowiekiem. Esej, bo do tej formy najbardziej zbliża się książka, to ukłon w stronę prostoty życia i braku komercyjności przy maksymalnym ograniczeniu potrzeb ze względu na rower - wybrany środek transportu. 
Autor bardzo płynnie traktuje wszelkie przejawy geograficzności mijanych miejsc. Niewiele dowiadujemy się o mijanych krajach. Koncentruje się przecież na mijaniu, a nie na zwiedzaniu. Jego cel wyznacza tymczasowość podróżniczej egzystencji. Nigdzie nie nocuje dwa razy, nigdzie nie zwiedza, jedzie dalej. 
Zetknięcia z ludźmi na amerykańskich drogach to wieczory - spędzane w gronie południowoamerykańskich rodzin lub chowanie się przed północnoamerykańskimi policjantami. Te wieczory nadają opowieści rytm, ale w tym wszystkim brakuje mi większej koncentracji na drodze właśnie. To przecież ona jest kluczowa. Jedynie na samym początku utworu odbiorca dostaje takie ziarno wrażliwości obcowania z drogą. Chce więcej, ale to zostaje pominięte.
Zawiedzie się ten, kto będzie szukał w tej książce przepisu na przetrwanie czy dokładnego opisu trasy. Nie zawiedzie się wrażliwiec i samotnik - ponieważ utwór Strzeżysza jest książką samotniczą. 
Autor zdecydował się na spójne i bardzo charakterystyczne tytułowanie rozdziałów, nawiązujące do tytułu całego zbioru (np. Zagoszczenia, Zatęsknienia, Zadawnienia). Każda z części książki jest osobną mikrocałością i kontynuacją trasy jednocześnie. Dużo w tym subtelności i koncentracji na szczególe z naturalistycznym niemal zacięciem (jak w opisie zabijania komara), a mało umilającego czas gawędziarstwa. Gawęda oznacza towarzystwo, a przez większość czasu podróżnik jest sam. I sam nigdy nie bawi się w gawędziarstwo, jeśli już to przekazuje pałeczkę swoim gospodarzom lub osobom spotkanym w drodze - stąd opowieść o kubańskiej emigracji. 
Autor nie ucieka się do ogólników i poszukiwania atencji czytelnika w prostych diagnozach. Nawet jeśli mówi o intensywności przeżyć w Ameryce Południowej i związanym z nią "brakiem półtonów" (s. 85), to nie ocenia, nie stawia siebie ponad. W Ameryce Południowej jest "w środku" społeczeństwa, nawiązuje z nimi relacje, chociaż jest gringo. W USA i w Kanadzie jest wyrzutkiem, traktowany jak bezdomny. Autor dąży do unikania nazywania zjawisk społecznych wprost, ale ta jedna kwestia przebija się ponad inne - jesteś tym, za kogo ma cię otoczenie.



Za książkę dziękuję wydawnictwu

Piotr Strzeżysz, Zaistnienia, wyd. Bezdroża, 2020.

Komentarze