Dlaczego odradzam sięganie po opowiadania Złomka

Nie stawiaj dziecku na półce książki, której sama nie przeczytałaś... Nie stawiaj... I znów padłam ofiarą własnej niekonsekwencji.
Czteroletnia teraz Ania, zafascynowana przez większość swojego życia samochodami, dostała kiedyś niedużą książeczkę z opowiadaniami Złomka. Postawiona wśród wielu innych przeleżała paręnaście miesięcy na półce, a ja nie byłam na tyle zapobiegliwa, żeby ocenić jej zawartość i ewentualnie zawczasu wycofać z obiegu problematyczny podarek. 
I tak nadszedł czas, że Ania wygrzebała ze stosiku "książkę o samochodach". O ile animację pt. Auta bardzo lubię, a specyficzne zachowanie Złomka jest w niej zabawne, o tyle nietrudno przyznać, że coś innego jest dopuszczalne w animacji, a coś innego na piśmie. Zwłaszcza, jeśli wiemy, czym się kończy codzienne czytanie tej samej książki - tym, że dziecko uczy się jej na pamięć (a przy okazji także, niestety, rodzic).
Moje zarzuty dotyczą nie tylko niektórych rozwiązań fabularnych (Złomek chełpi się straszeniem traktorów tak w animacji, jak i w druku, ale to w tej drugiej wersji jest to bardziej rażące), ale przede wszystkim języka. Złomek zwraca się do Zigzaka regularnie per "Stary". Niestety, od razu widzę Anię, która odzywa się tak do kolegów, albo - o zgrozo! - do osób z rodziny, bo przecież holownik używał tego zwrotu względem osoby, którą lubił. To było pierwsze określenie do zastąpienia. Pierwsze z szeregu.
Kolejne zwroty, które muszę zmieniać podczas czytania, to na przykład "Klnę się na gumy" (w mojej wersji: "nie żartuję"), "wyssałeś to z brudnej opony", "ale kit", "ale bujasz" czy "bujdy na resorach" - to jest nawet nadtytuł tego zbioru.
Zarzutów językowych jest więcej - należą do nich imiona fanek Złomka - Niunia i Dziunia (!), tę drugą zmieniam za każdym razem na Bunię, bo ta Dziunia jest według mnie jakimś nieudanym żartem wydawcy. 
Inne:
"rozwalę ich w stylu smoka!"
"wytrąbić puszkę" zamiast "wypić"
"zwiewamy stąd"
"rozwaliłbym imprezkę"
"czuję kasę"
"wykosić konkurencję"
"nie zalewam" - zamiast "nie żartuję"/ "nie zmyślam"
"jazda, koleś, odpalasz"
"No i tak żem pruł przez kosmos, trzydzieści siedem kilosów na godzinę"
"żeś jeszcze lepiej dał po garach"
"zażyję cię z grzywy, białasie" - tak, tak - nie wiem zupełnie, dlaczego coś takiego w ogóle zostało wydrukowane
"kolejna podpucha" czy "miał zimną żądzę mordu w ślepiach"
Szczytem naśladowania brutalnego języka jest przeinaczenie przez spikera nazwiska Zigzaka, który staje się "Zołzą McSzykiem". 
Wydaje mi się, że edukacja dzieci w zakresie użycia słownictwa kolokwialnego dokonuje się sama i lektura książki nie powinna tego przyspieszać, a tym bardziej tak znacznie poszerzać tego repertuaru. Mówimy o książce dla kilkulatków, która daje im obraz głębokiej stylizacji potocznej ich ulubionych bohaterów, których - trudno się dziwić - chcą naśladować. Jednak ani zachowania Złomka nie są godne naśladowania, ani tym bardziej fatalny język - nie tylko samego holownika, ale także innych bohaterów. Do tego jeszcze niektóre ilustracje, których dziecko może się wystraszyć. Zdecydowanie odradzam.

Moje bajeczki o autach, Egmont

Komentarze