Maleńkie królestwo królewny Aurelki - dekonstrukcja klasycznych bajek

Powieść Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel to historia dla małych dziewczynek, które wpadły w wir księżniczkowatości. W lekkiej formie dość poważnie traktuje (przynajmniej z początku) fakt odpowiedzialności, jaką narzuca "bycie królewną" i związana z nią decyzyjność. Wydawca określa wiek odbiorcy na "powyżej 5 lat", jednak podkreślić trzeba, że wiek ten dyktowany jest nie tylko znaczną objętością książki, która jest zdecydowanie pozycją na kilka wieczorów, ma niewiele obrazków i w związku z tym wymaga od odbiorcy cierpliwości. Określenie wieku odbiorcy skorelowane jest także z treścią książki i możliwością problematyzowania schematów, ponieważ opowieść o Aurelce ma w sobie sporo działania dekonstrukcyjnego, podobnie jak filmy o Shreku. Dlatego, zanim zaczniemy czytać dziewczynce tę książkę, powinna ona dobrze znać klasyczne opowieści - choćby o Śpiącej Królewnie, Jasiu i Małgosi czy Czerwonym Kapturku. Roszponka ze swoim uwięzieniem w wieży oraz królewicz zamieniony w żabę też mogliby okazać się przydatni, choć może niekonieczni.
Zatem sprawa nie jest oczywista i przyznam szczerze, że trudno jednoznacznie ocenić wydźwięk powieści, skoro z jednej strony mamy do czynienia z potwierdzaniem istnienia dziewczęcych marzeń, a z drugiej - ze zniechęceniem i dość brutalnym uświadomieniem. Kilkuletnia Aurelka, która, prawdopodobnie podczas snu, dostaje pod swoją opiekę niewielkie królestwo z pałacem, ogrodem i niewielką okolicą, musi wydawać zarządzenia, podejmować szereg decyzji, przyjmować delegacje, nosić uwierającą koronę i suknię, w której nie może podskakiwać. Bycie królewną okazuje się trudne, a piękna estetyka pałacu - ograniczająca. To pierwsze obalenie mitu, wydaje mi się, że dość znaczące jak na jedną opowieść. Jednak za nią idą inne dekonstrukcje - smok jest łagodnym zwierzakiem, który uwielbia mleczne cukierki, czarownica Jaga miłą staruszką, mieszkającą w środku lasu wraz z kotem Babą, a wilk, cóż... z wilkiem problem jest chyba największy. Oczywiście dziecko nie wyczuje różnicy w sposobie dekonstrukcji postaci królewny, Jagi i smoka w zestawieniu z tym, co się zadziało z wilkiem. Ot, był zły wilk, a teraz wilk jest dobry. Jednak to nie do końca tak samo, ponieważ wilk się nie zmienił. Jest samotnikiem (pamiętacie Wilka stepowego Hermanna Hessego?), dla którego najgorszą karą, wzbudzającą agresję jest groźba podporządkowania. I właśnie wilk, który w lesie zagaduje Aurelkę, twierdzi, że Czerwony Kapturek chciała go wykorzystać jak chłopca na posyłki, zrobić sobie z niego pieska-przytulankę. Kiedy zaś wilk odmówił, dziewczyna wymyśliła historię o pożarciu. Czytelnik (mały przecież) dostaje zatem nie tylko zmienioną wizję wilka, tego groźnego nieznajomego, z którym Czerwony Kapturek nie powinna rozmawiać i który miał być egzemplifikacją wszystkich przypadkowych kontaktów dzieci z przypadkowymi dorosłymi. Odbiorca zaczyna widzieć w Czerwonym Kapturku mściwą kłamczuchę. Oj, zrobiło się niemiło. To jeden z wielu wątków, drobny, ale w pewien sposób rzucający cień na bardzo sympatyczną opowieść o odpowiedzialności i współpracy (piękna scena mieszania ziaren i wspólnego sadzenia kwiatów z królewiczem), a także kontraście pomiędzy wyobrażeniami a rzeczywistością. Mały czytelnik jest przyzwyczajony do podziału świata na zjawiska dobre i złe - w Maleńkim królestwie wszyscy są dobrymi bohaterami, wszyscy pomagają Aurelce i wszystko oczywiście dobrze się kończy. Nie mam nic przeciwko takiem rozwiązaniu fabularnemu, jednak główna bohaterka, z którą dziewczynka-słuchaczka będzie się identyfikować, ma w sobie niezwykłe pokłady ufności - jest jak Jaś i Małgosia czy jak Czerwony Kapturek, którzy się sparzyli - ku przestrodze innych dzieci. Aurelka spotyka się z oszałamiającą dobrocią świata. Hm... Widać zatem, że odbiorca powieści powinien być na tyle duży, żeby móc z nim porozmawiać na temat takiej ufności co do spotkanych na swojej drodze ludzi.

Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Maleńkie królestwo królewny Aurelki, wyd. Bajka, Warszawa 2009

Komentarze