„Kasztanowy ludzik” Sørena Sveistrupa - przedpremierowo




Przyznaję na wstępie, że po dość mrocznej zapowiedzi książki Kasztanowy ludzik chyba spodziewałam się więcej. Powieść bardzo dobrze utrzymuje napięcie i wywołuje niepokój, ale... mniej więcej do połowy (dość wybujałej) objętości. Później, mimo pewnego zaskoczenia wywołanego tym, kim jest zabójca, czytelnik jest po prostu zaciekawiony rozstrzygnięciem akcji, i jestem pewna, że umiarkowana ciekawość to jednak nieco za mało jak na thriller. Oczywiście całość jest dobra, lekko napisana, dzięki czemu te kilkaset stron mija dość szybko.
Autor powieści wykorzystał popularny w thrillerach motyw powiązania śmierci z przedmiotem w pewien sposób niewinnym, dziecinnym - służy budowaniu niepokoju i jest podpisem zabójcy, a także sygnałem dla osób, które zabójca chciał wciągnąć w swoją intrygę. Dla bohaterów wieść o tym, kto zabija, ma być ciosem - ale nie ma nic nowatorskiego w tym, że zabójcą jest osoba zaufana i obecna w powieści od początku. Jednak nie widzę uzasadnienia dla ujawniania policjantom kolejnych informacji o zbrodniach. Tak, jakby morderca chciał być schwytany. Poza tym, gdy jasne się staje, kto nim jest, czytelnik jest zostawiony z wrażeniem, że autor dowiedział się o tożsamości mordercy w tym samym czasie co odbiorca książki - niektóre wątki z początku powieści nie sklejają się z tym, co następuje później. 
Z kolei inny wątek - porwania drugiego dziecka Rosy wydaje się tylko sposobem na rozciągnięcie już wielowątkowej akcji - bohaterowie tego epizodu pojawiają się wcześniej, ale w tak niewielkich scenach, jakby byli do nich dopisani już po czasie. Podejrzenia spływają na nich, bo taki miał być cel mordercy, który zaczął się chyba orientować, jak blisko rozwiązania zagadki są policjanci.
Mam też znaczne zastrzeżenia co do podanej w zawoalowany sposób przyczynie, dla której pewni (nie chcę zdradzać, o kogo chodzi) adopcyjni rodzice zrezygnowali z adopcji bliźniąt, co przecież okazało się najważniejszym z kilku (!) zarzewi akcji powieści i powinno być jaśniejsze.
Wreszcie główni bohaterowie - Thulin i Hess, z którymi problem jest taki, że autor ma do nich nieustabilizowany stosunek. Na początku powieści dostajemy zsubiektywizowaną narrację kobiecą i z tej perspektywy poznajemy dziwacznego wyrzutka policyjnej machiny - zdecydowanie antypatycznego Marka Hessa, z niepokojącymi skłonnościami obsesyjnymi. Nie do końca rozumiem, po co wprowadzać takie kompulsywne zachowania, skoro nie zostają one uzasadnione. Fakt, że oblepione wycinkami ściany w jego mieszkaniu są dość... filmowe? Nie jest to wystarczający powód, by się pojawiły, skoro nie były znaczące dla akcji. Sama Thulin też nie jest bohaterką, którą czytelnik zacznie darzyć sympatią, a to dlatego, że niewiele o niej wie - ma córkę, przypadkowych mężczyzn i przybranego dziadka dziewczynki. Po co zostawiać czytelnika w zawieszeniu, nie informując o przeszłości bohaterki, która doprowadziła ją do takiego, a nie innego układu życiowego? Jeśli autor chciał charakterystyki wyłącznie przez pryzmat pracy, to pozostawianie takich fabularnych zadziorów nie służy zaspokojeniu satysfakcji czytelnika.
W pewnym momencie jednak narrator bardziej niż kobiecie zaczyna przyglądać się Markowi i to on staje się bohaterem, ku któremu przechyla się szala uwagi czytelnika. 
Rozumiem założenie autora, by bronić się przed hybrydą gatunkową i nie poddać się wątkowi romansowemu. Przy czym chyba byłoby lepiej, gdyby tego wątku w ogóle nie zaczynał - przecież główni bohaterowie mogli przejść z poleconą im współpracą do porządku dziennego, zwłaszcza, że są to postacie niepełne (i tak nieco więcej wiadomo o Hessie). Po co jednak inicjować zażyłość, skoro autor nie chciał nawet charakteryzować bohaterów.
Podsumowując - książka dobra, ale miałam wobec niej zbyt duże oczekiwania i chyba dlatego czuję się zawiedziona jej rozegraniem.
PS. Autor jest scenarzystą i, co ciekawe, Netflix już zajął się ekranizacją książki - biorąc pod uwagę niektóre "filmowe" zagrania autora, to serial ma zadatki na całkiem dobry obraz.

Za książkę dziękuję

Søren Sveistrup, Kasztanowy ludzik, tłum. Justyna Haber-Biały, W.A.B. 2019

Komentarze