Thomas Hardy i historia tak smutna, że aż niemiła - Tessa d'Urberville


Przenieśmy się na chwilę do klimatu polskich powieści modernistycznych, z opisami jesieni i problemami biedoty Stefana Żeromskiego w Ludziach bezdomnych i bacznymi obserwacjami pracy na roli u Władysława Reymonta. Lekko dłużące się fabuły, opisy i jedność człowieka z naturą - w końcu modernizm, obok swoistej chłopomanii, obejmował także wiele nawiązań do nieco mrocznego romantyzmu.
I z tego klimatu trafiamy na grunt brytyjski, gdzie przecież moda była podobna. I do powieści Thomasa Hardy'ego, który, swoją drogą, pewnie czytał historię Jane Eyre. Powieść Hardy'ego pokazuje, w jaki sposób społeczeństwo traktuje kobiety z przeszłością. I stoi to w sporej opozycji wobec ignorancji wobec przeszłości mężczyzn, pokazanej w powieści Brontë. Mężczyzna, w tej kwestii uprzywilejowany przez naturę, mógł, przy odpowiednich staraniach, ukryć nawet małżeństwo. Od kobiety zaś oczekiwano bezwzględnej czystości.
I tu zaczyna się historia Tessy, a nawet wcześniej, ponieważ przyczynkiem wydarzeń jest ekonomiczna niewydolność jej rodziców. Oczekują cudu i płodzą kolejne dzieci. Gdy zaś okazuje się, że są należą do starego, szlacheckiego rodu, poświęcają swoją szesnastoletnią córkę, wieśniaczkę, która nie wie nic, żeby poszła do bogatej rodziny, prosić o pomoc. Matka jej musiała sobie zdawać sprawę z tego, jak to może się skończyć - o paniczu Alecu d'Urberville'u słychać było niejedno, mimo to łudziła się, że dziewczyna wyjdzie bogato za mąż, a ich problemy odejdą w niepamięć.
Po jakimś czasie Tessa wraca do matki i kieruje do niej te słowa:
"Dlaczego nie powiedziałaś mi, że towarzystwo mężczyzn jest niebezpieczne? Dlaczegoś mnie nie ostrzegła? Bogate damy wiedzą, jak się przed nimi bronić, bo czytają powieści, z których dowiadują się o tych wszystkich sztuczkach, ale ja nigdy nie miałam sposobności dowiedzenia się w ten sposób, a tyś mi nie pomogła."
Pewnie część osób czytających te słowa kojarzy je o tyle, że są wykorzystane w pierwszej części o Greyu.
Opinia Tessy jest zatem zniszczona w najbliższej okolicy. Skoro dziewczyna wraca od bogatych państwa z brzuchem, to na pewno jest rozwiązła. Gwałtu przecież nikt nie bierze pod uwagę, a także - przede wszystkim - bierności matki z trafnego wyrzutu skierowanego do niej przez dziewczynę.
Jest zatem Alec. Typ porywczy i niemiły, który upokarza Tessę. Jednak to dopiero początek jej upokorzeń, bo chyba większą krzywdę zrobił jej ukochany Angel. Większą o tyle, że Tessa nienawidzi Aleca, a Angela kocha.
Mogła być zatem, jak w Jane Eyre i mnóstwie innych książek, wykorzystujących ten motyw, kolejna opowieść o Kopciuszku.
Tessa jest twarda niczym Jane. Obie opuszczają swoich ukochanych mężczyzn - jedna z nich tuż przed ślubem, druga - tuż po nim. Jedna robi to, żeby ratować swoją czystość, druga - licząc na wybaczenie, które myśli, że z czasem przyjdzie. Doświadczenia seksualne mężczyzn nikogo nie obchodzą. Angel przyznaje, że już był z kobietą, i to starszą od siebie, doświadczoną (hm, echo tej postaci można znaleźć w pani Robinson/Lincoln?), ale nie zmienia to jego stosunku do wyznania Tessy. Ich wina jest taka sama, ale kara niewspółmierna. W tym to właśnie momencie Tessa prosi i prośbę tę właśnie wykorzystała E. L. James:
"Przyjmuję te warunki, Angelu, gdyż sam wiesz najlepiej, jak należy mnie ukarać. Tylko… tylko… niech ta kara nie będzie taka ciężka, abym jej nie mogła znieść!"
Poza tym to Angel wydaje się nie pamiętać, że wyznaczył Tessie karę, jaką miał być brak kontaktu z nim i obietnicę, że w stosownym czasie odezwie się do niej sam. Kiedy decyduje się wrócić, dla Tessy jest jednak za późno.
Kwintesencja niespełnienia, bijąca z tej powieści, niepowodzenia, braku pozytywu i rozstanie dwojga kochających się ludzi dla idei przypomina rozstanie Tomasza Judyma i Joanny. Tyle że Tessa skończyła jeszcze gorzej. Wciąż jeszcze młoda kobieta, doświadczona przez biedę i zimno, przez brak zrozumienia ze strony rodziny, której utrzymanie ma na głowie, decyduje się porzucić swoje nadzieje, swój instynkt samozachowawczy i swoje szczęście. Wrócić do poniżenia, które na początku powieści zafundował jej znienawidzony Alec, przekreślić samą siebie.
Tessa cały czas podkreśla, że upokorzenie płynie od Aleca, że to on jest winny temu, że rozstała się z Angelem, winny jej biedy i smutku. Jednak czytelnik nie może pozbyć się wrażenia, że to właśnie Angel stoi za ostatecznym zmarnowaniem jej życia. Gdyby uznał współmierność ich winy (czyt. wcześniejsze doświadczenia seksualne), mogliby być szczęśliwi. Wniosek z tej książki jest taki, że mężczyzna może wszystko, a kobieta, nawet zgwałcona, zostaje odrzucona przez społeczeństwo, skoro ten, który pozbawił ją wianka, nie zamierza się z nią ożenić. Tessa czuła się winna i uważała, że nie zasługuje na Angela, ponieważ jest naznaczona.

Thomas Hardy, Tessa d'Urberville, tłum. R. Czekańska-Heymanowa, wyd. Replika, 2015 (wersja elektroniczna)

Komentarze