Chyba każdy to przerabia jeszcze przed drugimi urodzinami
dziecka. Naklejki. Zawsze i wszędzie. W każdych ilościach. Jak wybrać książkę,
która zadowoli malucha? O tym w poniższym oraz w następnych wpisach.
Pierwsza Anusiowa książka z naklejkami była kupiona przez
przypadek. To znaczy nie dla naklejek, tylko dla zadania poszukiwania elementów
na obrazkach. Bardzo prosta grafika i wiele elementów zwróciły uwagę mojej
mamy, od której Ania dostała tę książkę. Szybko jednak okazało się, że to
naklejki są w niej najważniejsze 😉
Książka okazała się pod tym względem strzałem w dziesiątkę.
Dlatego też nie przyszło mi wtedy na myśl, że nie każda książka z naklejkami
jest dobrym wyborem. Te refleksje, przez które wzrosła ranga Wielkich
poszukiwań dla maluszków, pojawiły się dopiero w zetknięciu z innymi
naklejkowymi szaleństwami.
Po pierwsze i najważniejsze: naklejki są naprawdę
wielokrotnego użytku. Kto ma w domu dwuletnie dziecko, doskonale zna problem –
nakleiłam i chcę odkleić. Bo jednak będzie w innym miejscu, bo jest krzywo, bo
lubię naklejać tę piłkę i będę ją naklejać kilkadziesiąt razy, aż w końcu
przestanie się kleić i wtedy będzie „fe” i „do kok” (do kosza). Więcej – Ania daje
sobie radę sama odkleić naklejki, zatem czynne towarzyszenie rodzica nie jest
potrzebne.
Kolejny plus, związany z pierwszym – śliski papier, z
którego zrobiona jest książka. To najważniejszy naklejkowy czynnik – od
zwykłego papieru nie da się odkleić nawet bardzo dobrej naklejki (choć te z tej
książki udaje się odkleić, o ile zrobi się to w chwilę po naklejeniu).
Starsze dziecko nie będzie zadowolone z tej książki. Obrazki
są płaskie i schematyczne, a naklejki wyposażone w białe tła, które
uniemożliwiają stworzenie na pozostawionych przez wydawcę stronach wiarygodnego
obrazka. Jednak, co okazało się przy kolejnej książce z naklejkami (Ubierz misie), jest to jednocześnie zaleta z punktu widzenia malucha, który wie, gdzie
jest naklejka, a gdzie obrazek i nie irytuje się, próbując odkleić to, co
okazuje się obrazkiem.
Wadą większości książek tego typu jest ich nietrwałość.
Strony szybko wypadają, rozkładówki z naklejkami, odklejane samodzielnie przez
malucha, kleją się same do siebie i całość wygląda nieciekawie. Jednak należy
liczyć się z tym, że taka książka jest w pewnym momencie do wyrzucenia, choć w
naszym przypadku Ania wciąż sięga po mocno uszkodzoną książkę. Wszystkie
naklejki zostały już użyte, ale nic nie przeszkadza w tym, żeby zmienić
miejsce, gdzie coś zostało naklejone. W tej książce udaje się to nawet po kilku
dniach, w przeciwieństwie do wielu nawet „śliskich” książek, z których można
coś odkleić tylko w przeciągu kilku minut po przyklejeniu. Później klej się
utrwala i po odklejeniu zostają ślady zdartej farby. W tej książce tego
problemu nie ma.
Jeszcze jeden plus z punktu widzenia rodzica - zwierzęta, które stanowią większość naklejek, można przykleić gdziekolwiek i rodzica nie razi brak logiki. Zwłaszcza takiego rodzica, który chciałby, żeby wszystko było dokładnie tak, jak zaplanował wydawca. Nie jest już to takie oczywiste przy innych książkach (choćby we wspomnianej serii Ubierz misie), które właśnie uczą precyzji i logicznego myślenia, a przyklejenie gdziekolwiek może razić.
Z tego co wiem, książka jest aktualnie trudno dostępna.
Łatwiej osiągalne są książki tego samego wydawcy – W mieście i Zwierzęta.
Jednak mają one już tylko jedną stronę naklejek i jedną rozkładówkę do
uzupełnienia. Książka, którą mamy, ma 3 rozkładówki i miała (chyba) sześć
stron z naklejkami. Wszystkie można kupić w cenie ok. 10zł, ale to opisana przeze mnie opłaca się najbardziej ze względu na ilość naklejek.
Poniższe zdjęcie pokazuje fatalny stan książki, ale policzcie jej to za zaletę - dziecko się nią nie nudzi i naprawdę zużywa do końca. Strony się rozpadają, a Ania wciąż nakleja...
Poniższe zdjęcie pokazuje fatalny stan książki, ale policzcie jej to za zaletę - dziecko się nią nie nudzi i naprawdę zużywa do końca. Strony się rozpadają, a Ania wciąż nakleja...
Wielkie poszukiwania dla maluszków, wyd. Olesiejuk
Komentarze
Prześlij komentarz