Neapol, połowa XVII wieku. Miasto pod władzą hiszpańskiego
króla ma zdecydowanie ograniczony rozwój ekonomiczny. Oprócz oficjalnych
podatków, nakładanych wielokrotnie na różne towary, setek urzędników
pobierających opłaty, mieszkańcy ubolewają także w powodu nieformalnych grup,
które domagają się haraczy. Potrzeba obalenia takiego układu narasta w
neapolitańczykach tak, jak dymiąca lawa na Polach Flegryjskich. Uśpiona od
tysięcy lat, ale dająca o sobie znać Solfatara.
Po pierwsze więc – rewolucja. Mieszczaństwo jako bohater
zbiorowy. Ich zachowania, stroje, zwyczaje. Po drugie – główny bohater.
Ponadpięćdziesięcioletni dziennikarz, uważny obserwator rzeczywistości, nieco
bezkrytycznie podchodzący do samego siebie, ale w gruncie rzeczy sympatyczny.
Po trzecie – retrospekcja. Zabieg nietrudny dla pisarza i jakże atrakcyjny dla
czytelnika. Całość okraszona szczegółami – co ile kosztowało, jak wyglądała
podróż z Wenecji do Paryża, kto się jak ubierał, jakiej muzyki słuchano i na
jakie przedstawienia teatralne najchętniej chodzono. Na ile te wszystkie dane
są efektem studiów nad epoką, a na ile swobodną wariacją na temat
funkcjonowania Europy w XVII wieku? Przeciętnemu czytelnikowi trudno
stwierdzić. Jednak w narracji prowadzonej przez Fortunata Petrellego jest taka
spójność, że czytelnik nie podważa wiedzy autora. Nie wie, czy w Neapolu
kiedykolwiek była rewolucja mieszczańska, ale ufa, że Hen nie blefuje. To
bardzo duża zaleta tej książki.
Zawiedzie się ten, kto oczekuje trzymającej w napięciu
powieści, od której trudno się oderwać. To raczej snująca się, bardzo dobrze
napisana historia z genialnie skonstruowanym zakończeniem, w którym rolę
narratora przejmuje inny bohater książki. Mimo że czas akcji tej
900-stronicowej powieści to tylko dziesięć dni zamieszek w Neapolu, podczas
których narrator obserwuje szubienice i wymierzanie sprawiedliwości ludowej,
nie jest to książka, której wartka akcja mrozi krew w żyłach. Szerokie
fragmenty, w których narrator opowiada o zmiennych losach swojego życia, hamują
rewolucyjną machinę.
Czas spędzony z tą książką oceniam pozytywnie, choć wydaje
się, że autor nieco rozmył się ze swoim pomysłem. Nagła zmiana struktury –
ważniejsze i ciekawsze stają się fragmenty wspomnieniowe niż bieżące, a także
hierarchii ważności bohaterów – przykład Donny Svevy, która na początku była
katalizatorem wydarzeń, w których bierze udział narrator, a następnie znika na
kilkaset stron, wydają się stanowić dowód takiego zaburzenia planów. Czy to
jednak źle? Skoro efekt końcowy jest całkiem niezły, można przymknąć na to oko.
Zwłaszcza, że są to narracyjne drobiazgi w zestawieniu z szeroką gamą kolorów,
którymi Hen namalował Neapol w Solfatarze.
Za książkę dziękuję wydawnictwu
Maciej Hen, Solfatara,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.
Komentarze
Prześlij komentarz