Mury Hebronu to
pierwsza i chyba najbardziej znana powieść Stasiuka. Powieść, która miała być
wydana jako oskarżenie władzy komunistycznej. To przez doświadczenie
biograficzne autora, który spędził w więzieniu półtora roku za dezercję.
Książka została jednak powszechnie uznana jako za mało antysystemowa. A za
bardzo przestępcza.

Opowieść złodzieja, który traktuje zakład karny jako
naturalną część swojego życia, jest przepełniona także relacjami przeżyć
erotycznych. Narrator nie milknie nawet przed aktami sodomii. Jaka jest ta książka?
Szokująca? Tak, ale w umiarkowanym stopniu. Brutalna? Przede wszystkim
językowo, brutalność zachowań nie przekracza (na szczęście, nie cierpię lejącej
się krwi tak w książkach, jak i filmach) pewnych granic, do których można się
przyzwyczaić funkcjonując w świecie przekazów medialnych. Może tylko ta
sodomia, zakrawająca o sadyzm… Myślę, że byłabym zdrowsza, gdybym nie
przeczytała. Ale to tylko mały fragment.
Z językowego punktu widzenia (podkreślam, że tylko
językowego), to dosyć interesujące spotkanie. Poza tym Mury Hebronu są na pewno bardziej przyjazne dla czytelnika niż Wojna polsko-ruska Masłowskiej, o której
też można mówić w kontekście reprezentacji języka środowiskowego. Co jednak nie
oznacza, że zapałałam to tej książki sympatią. Zdecydowanie bardziej wolę
Stasiuka takiego, jakim jest w Dukli
lub Jadąc do Babadag. Z drugiej
strony, taka różnorodność stylów pokazuje, jak bardzo uniwersalnym twórcą jest ten
pisarz.
Andrzej Stasiuk, Mury Hebronu, wyd. Czarne, Czarne 1999
Komentarze
Prześlij komentarz