Książka jest relacją z rozmów z
Jürgenem Stroopem, likwidatorem warszawskiego getta. Niejednokrotnie jest po
prostu zapisem słów, które Moczarskiemu, przebywającemu ze Stroopem w jednej
celi dziewięć miesięcy, głęboko wryły się w pamięć.
Stroop opowiada o tym, o czym
Edelman opowiadał Pauli Sawickiej czy Hannie Krall, tyle że z innej
perspektywy. Z perspektywy człowieka, który został wychowany i działał całe
życie w imię
nazizmu. Mówi o wszystkich okrucieństwach tonem relacjonującym,
bez wyrzutów sumienia, często z dumą. Walki w getcie traktuje jak zadanie,
które po wykonaniu skreśli z listy celów. Okropne dla polskiego czytelnika jest
to, że Stroop NAPRAWDĘ nie czuje się winny. On NAPRAWDĘ nie traktował osób
żydowskiego pochodzenia jak ludzi. I było to dla niego zupełnie naturalne.
Moczarski słucha, nie komentuje,
nie oskarża. Jest jeszcze ten trzeci – Gustaw Schielke, także
hitlerowiec, ale niższej niż Stroop rangi. Schielke nie brnie w zaparte. Często
po prostu milczy, czasem wprost sprzeciwia się Stroopowi. Wstydzi się tego, co
wydarzyło się podczas wojny. Jego rola w tej, prawie że biograficznej powieści o
Stroopie, opiera się na łagodzeniu obrazu złego Niemca, jest wyrzutem sumienia
hitlerowców, a Moczarskiemu potrzebny, by coś dopowiedzieć lub wytłumaczyć, gdy
Stroop w uniesieniu ideologicznym porzuca logikę wywodu.
Powieść niewątpliwie pozostawia
silne wrażenie. Czytelnik widzi klaustrofobiczną przestrzeń celi, w której
przebywa troje zupełnie różnych mężczyzn. Widzi, jak bardzo zniszczony jest
umysł totalitarny. Widzi także system, który jednych pozbawiał życia, a innych
refleksyjności.
Kazimierz Moczarski, Rozmowy z katem, Znak, 2009
Kazimierz Moczarski, Rozmowy z katem, Znak, 2009
Miałam to jako lekturę w liceum, ale niestety nie przeczytałam. Obiecałam, że kiedyś to zrobię, ale kiedy?
OdpowiedzUsuńEh, na pewno kiedyś znajdziesz czas ;) Warto, choć według mnie jest masa książek dużo bardziej wartych przeczytania. Po selekcji umieszczam je w zakładce Polecam do czytania ;)
Usuń