
Z Schulzem zetknęłam się dosyć późno, bo dopiero na początku
liceum i od razu zachwyciła mnie wrażliwość tego twórcy. Jego naśladowanie
odbioru świata widzianego oczami dziecka ma w sobie mnóstwo wdzięku. Narrator
uświadamia odbiorcy, czym różni się świat młodego człowieka od pojmowania
otoczenia przez dorosłych. Czyni to stosując intensywnie hiperbole oraz
peryfrazy, gdy zwykłe słowa nie wystarczają, by udowodnić wielkość natury i
żywego organizmu, jakim jest miasto. To właśnie cechy języka narratora
sprawiają, że Sklepy cynamonowe są
kreacją rzeczywistości zupełnie już obcej dorosłemu odbiorcy. Zbiór opowiadań
Schulza pozwolił mi powrócić do wrażeń, które cały czas tkwiły na dnie mojej
świadomości, ale przysłoniło je przyzwyczajenie do świata.
Naturalna fascynacja, jaką wobec rzeczywistości przejawia
mały chłopiec, ma niezwykły urok, który sprawił, że od razu zakochałam się w
tych opowiadaniach. Podążając drogą wyznaczoną przez bohatera, staram się
dostrzegać zjawiska, których piękno w pewnym momencie życia niestety przestałam
zauważać. Kiedy nastawiam swoje zmysły na zupełnie inny odbiór informacji, za
każdym razem mam szansę przeżyć niezwykłą przygodę. I jest w tym oddziaływaniu
coś pięknego. Narrator zaprasza mnie do rzeczywistości złożonej z barw i
dźwięków, które dorosły człowiek nieświadomie odrzuca. Język opowiadań zmusza
do innego sposobu myślenia, na przykład przez opisanie wakacji sformułowaniem:
„wielka księga, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie słodki
do omdlenia miąższ złotych gruszek”. Sposób opisu, metaforyka i porównania
wywołują wspomnienia, a sam styl tego zbioru sprawia, że nawet czytając go w
zatłoczonym pekaesie, uśmiecham się do siebie, bo budzi się we mnie dziecięca
radość z obserwacji otoczenia i zdziwienie porządkiem natury i cywilizacji.
Świat, w którym żyje narrator, mimo że (a może dlatego że?) w
gruncie rzeczy jest zwyczajny, wymusza na nim stosowanie w opisie odpowiednio
patetycznych określeń. Stąd porównywanie ojca do Boga, który stwarza materię,
tak żywą, jak ludzie i zwierzęta. To dlatego też chłopiec uważa, że słonecznik
jest tak duży, bo cierpi na przerost tkanek. Do opisu takich wrażeń potrzebny
jest szeroki zasób słów, często takich, których rzadko używają nawet dorośli.
Schulz uświadamia każdemu z osobna wielkość dziecięcej wyobraźni i to, jaki
smutek w każdym dziecku wywołuje fakt, że nie potrafi opisać słowami swoich
obserwacji. Narrator Sklepów cynamonowych
otrzymał tę niezwykłą szansę i efekt jest zachwycający.
Wyobrażenia dziecka to nieustanne hiperbolizacje, także w
kwestii pojmowania czasu i przestrzeni. I właśnie jednym z moich ulubionych
fragmentów jest ten, w którym chłopiec opowiada o labiryncie mieszkań w swojej
kamienicy. O tym, że zapomina o celu wyprawy, żeby „po wielu dniach, o jakimś
szarym świcie, przypomnieć sobie wśród wyrzutów sumienia dom rodzinny”. Czas
dla dziecka jest zjawiskiem w nieskończoność rozciągliwym, czymś związanym z
wrażeniami, nie z faktami. Podobnie się dzieje z dostępną dziecku przestrzenią –
kamienica to coś dużego, a całe miasto to już żywy, fascynujący twór, wijący
się i wciąż zmieniający swój układ.
Urocza jest postawa narratora wobec jego własnych wypraw do
miejsc, których nie powinien odwiedzać. Tak na przykład używa bezosobowej formy
zarówno opisując zwiedzanie kamienicy jak i pokojów w mieszkaniu. Chłopiec
wstydzi się i opisuje to wszystko w taki sposób, jakby zwiedzanie opuszczonych
pomieszczeń było przypadkowe i nie wiązało się bezpośrednio z nim samym:
„Nieraz otwierano przypadkiem którąś z izb zapomnianych i znajdywano ją pustą.
Lokator dawno się wyprowadził, a w nietkniętych od miesięcy szufladach
dokonywano niespodzianych odkryć”. Narrator naiwnie sądzi, że odbiorca uwierzył
w tę bezosobowość.
U Schulza nie są ważne wydarzenia, tylko język, który jest w
stanie tworzyć złożone, oniryczne rzeczywistości. Za każdym razem, kiedy czytam
te opowiadania, jest mi niezmiernie przykro, że żadne dziecko nie posiada
zasobu słownictwa odpowiedniego do świata, jaki ono dostrzega.
Komentarze
Prześlij komentarz