Przesadzona ckliwość i tchórzliwy wybór, czyli „Samotność w Sieci” J. L. Wiśniewskiego

Kilka lat temu dosyć gwałtownie i emocjonalnie przeżyłam spotkanie z tą powieścią. Była dla mnie przypomnieniem, że literatura może pobudzać w człowieku pewne delikatne struny. Sięgnięcie po tę samą pozycję teraz, gdy jestem jakieś 7 lat starsza i znajduję się w zupełnie innej sytuacji życiowej, okazało się ciekawym doświadczeniem.
Przede wszystkim przeładowany cierpieniem – tak można podsumować ten wyciskacz łez. Wszystkie straszne przeżycia spadają na wrażliwego Jakuba, i jeszcze do tego zostanie wykorzystany i porzucony przez bezimienną bohaterkę Wiśniewskiego. O ile Jakub, dzięki temu, że otrzymał imię i przeszłość, jest postacią realną, o tyle Ona jest dosyć papierowa. To zabieg celowy. Odbiorca miał się przywiązać do Jakuba i jemu współczuć trudnego położenia. Ona stała się tylko samolubnym katalizatorem. Trudno przywiązać się do bezimiennej postaci kobiety, o której wiadomo niewiele ponad to, że zdradza z Jakubem swojego męża.
Kiedy książka się ukazała, otaczała ją aura nowoczesności (zdrada przez Internet, bez fizycznego kontaktu) i perwersji. Po kilku latach większość osób oswoiła się z myślą, że przyspieszenie technologiczne sprzyja dużo bardziej skomplikowanym relacjom międzyludzkim niż były one możliwe przed upowszechnieniem Internetu. Nagle zaistniało nie tylko wiele możliwości poznawania ludzi i zdobywania informacji, ale także pojawiło się narzędzie zdrady. Co do tej perwersji, to trudno było mi odnaleźć jakieś mocne sygnały tego zjawiska. Opisy kontaktów seksualnych są raczej eufemistyczne, a całowanie nadgarstków i palców u stóp jest może erotyczne, ale na pewno nie perwersyjne.
Za dużo u Wiśniewskiego jest gry na emocjach. Nie udało mu się uniknąć efektu wyparcia u czytelnika zbyt dużej ilości negatywnych informacji. Jeśli coś jest za smutne, zbyt dołujące, to odbiorca buduje barierę między swoim światem a rzeczywistością bohaterów powieści. Poza tym, o ile Jakub jest takim wrażliwcem, to trzeba go podziwiać, że dopiero klęska jego związku z bezimienną bohaterką doprowadziła go do samobójstwa. Wcześniej było tyle powodów, które mogły go skłonić do tego kroku. Co natomiast zrobić z samolubną bezimienną? Jej zachowanie jest irytujące. Wymaga pełnego zaangażowania od innych, ale sama wycofuje się, gdy trzeba ponieść konsekwencje swoich decyzji. Wybiera rozwiązanie, które nie zburzy jej świata i nic ją nie obchodzi świat Jakuba. Okazuje się, że nie brała na poważnie rozpadu swojego małżeństwa, a skoro tak, nie powinna w ogóle zaczynać znajomości z Jakubem, która bardzo szybko zyskała sporą dozę erotyzmu.
Książki Wiśniewskiego nieźle się czyta, choć autor ma chyba tendencję do budowania smutnych fabuł (pamiętam, że podobny problem – smutnej fabuły – wystąpił w Losie powtórzonym) i dodawania do nich szczypty erotyki, która jeszcze kilka lat temu mogła uchodzić za muskającą temat perwersji. Wrócę pewnie kiedyś do powieści Bikini, książki, która wydała mi się odmienna od tych monotematycznych smutnych fabuł, choć trudno uznać, by była to książka mówiąca o szczęściu.
Co lubię u Wiśniewskiego? Swobodnie opisywane wątki z historii nauki, a także wszystkie informacje popularnonaukowe, które można wyciągnąć z pisaniny autora, będącego przecież doktorem nauk ścisłych. Chyba należy go podziwiać za to, że potrafi dopasować styl wypowiedzi do odbiorcy, który z tą wypowiedzią się zetknie. Trudno doszukać się w Samotności w Sieci języka nauki, który jest przecież praktycznie naturalny w środowisku akademickim. To duża zaleta książek Wiśniewskiego, bo nie każdy potrafi tak sterować swoim stylem.
Jeszcze jedna uwaga - po przeczytaniu Końca samotności, powieści znacznie gorszej od pierwszej części, sięgnęłam po Samotność..., tak dla przejrzenia. Co ciekawe, jedyną historią, podczas czytania której zakręciła mi się w oku łza, była szczęśliwie zakończona historia chorej Ani. Tylko ona po kilku(nastu) latach od pierwszej lektury uchowała się jako realnie emocjonalna, a nie zagrana.

Janusz L. Wiśniewski, Samotność w Sieci, Prószyński i S-ka, Warszawa 2001

Komentarze