Jak wytłumaczyć dziecku uczucia towarzyszące żałobie - "Żegnaj, niedźwiadku"

Przepiękna w formie wizualnej książka Jane Chapman nie mówi o śmierci, ale o poczuciu straty, która pojawia się, gdy już kogoś nie ma. Niedźwiadek jest nieobecny ciałem, ale wszystko, co widzą jego przyjaciele, przypomina im o bliskiej osobie.

Podjęcie tematu śmierci w literaturze dla dzieci ewoluowało przez ostatnie kilka dziesięcioleci. O ile sto lat temu była w niej obecna w naturalny sposób, a odbiorca dziecięcy spotykał się ze śmiercią relatywnie często, nie była tematem tabu. Za przykład mogą posłużyć Awantura o Basię czy Pokój na poddaszu. Medykalizacja śmierci i wyłączenie jej z przestrzeni domowej i rodzinnej sprawiło, że zmienił się udział dzieci w odchodzeniu bliskich, a tym samym komunikacja śmierci w literaturze dziecięcej. Takie utwory jak Wszystkie moje mamy czy Basia i kolega z Haiti, Kiedyś, kiedyś czyli Kasia, Panjan i Pangór oraz Świat według dziadka pokazują różne style komunikacji śmierci - od tych bardziej dosłownych do zmetaforyzowanych. W żadnej z nich nie pamiętam jednak tematu żałoby - tego wszystkiego, co dzieje się z osobami, które zostały i pamiętają. 

Niedźwiadka już nie ma. Zostawił swoje rzeczy, a miejsca, które lubił, wciąż istnieją. Bóbr i krecik mówią o swoich emocjach, porządkują przedmioty, a wraz z upływem pór roku zaczynają znowu dostrzegać piękno otoczenia. Żałoba wymaga czasu. Nie jest procesem, który można przyspieszyć. Stopniowo przestają traktować domek niedźwiedzia jak nienaruszalne sanktuarium i tworzą z niego wspólne miejsce spotkań. Niedźwiadkowi na pewno byłoby miło, gdyby to zobaczył.

Ta absolutnie wzruszająca swoją prostotą książka ma szansę pomóc dziecku zrozumieć swoje uczucia po utracie kogoś bliskiego, jednak na pewno nie będzie pomocą wystarczającą. W zależności od wrażliwości dziecka polecana dla czytelników powyżej 3 r. ż. 

Za książkę dziękuję wydawnictwu

Jane Chapman, Żegnaj, niedźwiadku, tłum. Michał Rusinek, Wilga, 2022

Komentarze

  1. Nikt nigdy nie wyjaśnił mi, czym jest śmierć. Kiedy zmarła moja prababcia, mama powiedziała mi, że wyjechała do Niemiec, bo tam będzie miała wyższą emeryturę. Na pogrzebie nie byłam, jedynie na stypie, ale dla mnie to po prostu było kolejne spotkanie rodzinne. Nagrobek z prababcią skojarzyłam dopiero spooooro później. Nawet spytałam mamy, dlaczego nie powiedziała mi, że prababcia zmarła, a ona odpowiedziała na to, że "bo byś płakała". W zasadzie to jakbym tak spojrzała na moje życie to fakt, że istnieje takie zjawisko jak umieranie przyjęłam jak to, że rzeki płyną, wiatr wieje, a trawa rośnie. Po prostu jest i tyle.
    O śmierci dziadka dowiedziałam się, kiedy byłam w połowie przygotowań do wyjścia z domu na spotkanie ze znajomymi. Kiedy trzymałam rękę na włączniku światła w łazience, mój tata z przedpokoju powiedział "ale wiesz, że dziadek nie żyje?". Także w mojej rodzinie trzymanie za rękę i płaczliwe wypowiedzenie szokujących słów raczej nie jest praktykowane. Brzmi to trochę jakbyśmy byli nieczuli, ale wcale tak nie jest. Chyba po prostu akceptujemy to, co nie odwracalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też jest metoda. Ja byłam pierwszy raz na pogrzebie, jak miałam 6 lat - zmarła babcia, która z nami mieszkała. Rok wcześniej na pogrzebie prababci nie byłam. Ania chodzi z nami na pogrzeby od zawsze i chyba uważa to za coś naturalnego. Ale emocjonalnie żałoby na szczęście jeszcze nie przeżywała.

      Usuń

Prześlij komentarz