Zagubiony w swoim świecie Tomasz, 25-latek, któremu coś nie
wyszło na studiach i pracuje jako listonosz – to narrator powieści. Lucynka –
pięciolatka, dojrzała jak na swój wiek, doskonale radzi sobie w zmieniających
się drastycznie warunkach. Jerzy Macoszka – zapomniany poeta, pochowany przez
komunę, czuwa nad całością powieści i spaja jej wątki. I jest jeszcze Marta,
mama Lucynki, która nie daje sobie rady z własnym życiem, a dzięki której
Tomasz może się wiele dowiedzieć o sobie samym.
Fabuła? Dwutorowa. Z jednej strony śledziłam rozwijającą się
fascynację Tomasza Jerzym Macoszką, rosnącą chęć odkrycia wszystkiego, co
skrywa jego biografia. Z drugiej – piękną relację dziewczynki i młodego
mężczyzny, u którego ona znajduje ojca, a on u niej – sens życia. Poplątane
losy, które zaprowadziły ich do miejsca, w którym stoją mężczyzna i dziecko,
gdy zapada decyzja, że on się nią zaopiekuje, rzucają cień (a może właśnie
światło?) na ich dalsze życie. I wydaje się, że to Lucynka radzi sobie z tym
wszystkim zdecydowanie najlepiej. Świat dorosłych to rzeczywistość obaw,
chorób, trudnych przeżyć i bolesnych wspomnień. Te jeszcze nie hamują życiowego
rozpędu dziecka.
To nie jest ani wyciskacz łez, ani historia zakończona happy
endem, choć każde z bohaterów powieści trafia na swoją, wydawać by się mogło
właściwą, ścieżkę życiową. Każde odchodzi w swoją stronę, choć czytelnik może
łudzić się nadzieją na inne rozwiązanie akcji. I choć o samym narratorze
wiadomo najmniej spośród bohaterów książki (co sam narrator wspomina w
metatekstowym fragmencie powieści), dostrzec można, że studiowanie losów
Jerzego Macoszki oraz szczera relacja z Lucynką pomogły mu zrozumieć samego
siebie. Fascynacja zapomnianym poetą stała się intymnym jednostronnym związkiem,
który wywarł ogromny wpływ na autodefinicję narratora. Czy jednak nie była to
nadmierna sugestia lub ból wywołany utratą dziecka, które już uznał za swoje?
Powieść Reinera doskonale się czyta. Konstrukcja świata w
niej przedstawionego jest absolutnie pełna, choć niepozbawiona „kluczy pozostawionych
pod wycieraczką faktów” (s. 211), kluczy nieodkrytych, dzięki którym powieść
nabiera dodatkowego smaczku. Z jednej strony to wycinek obrazu społeczeństwa
podczas wielkich przemian społecznych i politycznych. Przemian, które dzieją
się gdzieś obok, daleko ponad i nie są tak ważne jak na przykład rozcięta warga
Lucynki. Z drugiej – to historia z nitką
detektywistyczną, z innej – dramat rodziny i Bildungsroman, opowieść o
dojrzewaniu. Wcale nie o dojrzewaniu Lucynki, ona jest pełną postacią od samego
początku. To powieść inicjacyjna, której głównym celem jest wykreowanie na
samodzielną jednostkę Tomasza, nieśmiałego listonosza. I jeszcze jedna wisienka
dla fanów pięknej prozy – cudowny, poetycki język, nadający zszarzałej
rzeczywistości kolejnego wymiaru.
Za książkę dziękuję
wydawnictwu
Martin Reiner, Lucynka,
Macoszka i ja, tłum. Mirosław Śmigielski, wyd. Stara Szkoła, Wołów 2015
Komentarze
Prześlij komentarz