(Nie)medialna analiza Ziemkiewicza

Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby dostrzec ograniczony czas, jaki w mediach można poświęcić jednemu tematowi. W krótkiej, 30-sekundowej wypowiedzi eksperta ma zmieścić się wszystko, co ma do powiedzenia. No cóż. Niemożliwe. Dlatego telewizja, zwłaszcza ta mainstreamowa, karmi odbiorców takimi okrojonymi puentami bez podania argumentów. Puentami płytkimi i przewidywalnymi, bo przecież nie opłaca się wchodzić w szczegóły, skoro i tak w montażu wypowiedź zostanie pocięta. Stąd rodzą się takie standaryzowane wyjaśnienia-wytrychy, jak „popełnił zbrodnię, bo pochodzi z patologicznej rodziny” czy „ma żydowskie pochodzenie, więc wolno mu więcej i trzeba go słuchać”.
Książka Rafała Ziemkiewicza, pt. Jakie piękne samobójstwo to moje pierwsze spotkanie z tym publicystą. Spotkanie, z którego jestem zadowolona, bo autor tego opracowania przyczyn polskiej klęski nie ucieka się do prostych odpowiedzi, nie daje krótkoterminowych recept i tylko pod koniec obszernej, prawie 400-stronicowej książki, delikatnie odnosi się do swojego spojrzenia na współczesną politykę. Dzięki temu, że Ziemkiewicz nie jest naukowcem i już zaistniał w mediach jako szanowany twórca opinii, książka miała szansę przełamać dyskurs o II wojnie światowej. Jednak, czego Ziemkiewicz nie przewidział, wpadła w medialne tendencje jak śliwka w kompot. Sam autor we wstępie zaznacza, czym ta książka nie jest, odwołując się do jej podsumowań i streszczeń, które pojawiły się w mediach jeszcze przed premierą. Przeczytałam, więc wiem, że nie jest to książka o tym, że we wrześniu 1939 roku trzeba było się dogadać z Hitlerem. Jest to głęboka analiza faktów, z której wynika, że zarówno Rosja, jak i Wielka Brytania, wodziły Polskę za nos, a przymierze z Hitlerem, wzorem innych państw Europy Środkowej, pozwoliłoby uniknąć wyczerpania kapitału społecznego. Poza tym, mimo że Polska podczas wojny była po stronie aliantów, i tak została potraktowana surowiej niż państwa, które, jako sprzymierzone z Niemcami, wojnę przegrały. Zdaję sobie sprawę z tego, że i tak mocno upraszczam sprawę. Coś, co autor miał na myśli i potrzebował do tego gęsto zapisanych 400 stron, nie da się streścić w dwóch zdaniach i nie to jest moim celem. Kolejny dowód na to, że pytanie „co autor miał na myśli?” da się wyrazić tylko użytymi przez autora słowami. Parafraza jest do niczego.
Nie lubię książek historycznych. Ziemkiewicz tą poważną publicystyką (choć napisaną genialnym, lekkim językiem) każe mi się ponownie nad tym zastanowić. To nie jest jednak typowa lekcja historii, to diachroniczna analiza problemu, w której autor nie boi się sięgnąć do czasów Polski szlacheckiej, Unii Lubelskiej i rozbiorów. Nie boi się powiedzieć w ostrych słowach, że powstanie styczniowe, traktowane jako mit założycielski II RP, było straszną klęską. Wyraźnie zestawia cierpiętnicze podejście Polaków z tchórzliwym Francuzów i wprost mówi, kto lepiej wyszedł na jakiej postawie. Wyjaśnia powody, dla których Polacy nie są poważnie traktowani na arenie politycznej i dlaczego nie pamięta się o ich zasługach (Monte Cassino, bitwie o Anglię i paru innych, także wcześniejszych wydarzeniach). Mówi o tym, że Polakom, szukającym wciąż poparcia na Zachodzie, brakuje szacunku do samych siebie. Nie da się ukryć, że coś w tym jest. Nie ucieka do eufemizmów, opisując na przykład Churchilla czy Sikorskiego. Poucza, żeby „zamiast narracji o II wojnie światowej napisać historię tej wojny. I czytać tę historię tak, jak się dziś czyta historię wojny peloponeskiej – jako splot uczynków zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie wyrachowanych, często nikczemnych, małych i głupich, choć chwilami też bohaterskich i szlachetnych” (s. 396).
Poza porzuceniem resentymentów jestem Ziemkiewiczowi wdzięczna za oddzielenie dwóch pojęć: historii i narracji na temat historii. Mam nadzieję, że dzięki tej obszernej wypowiedzi publicystycznej problem budowania mitu i świadomość, że dyskurs jest tworzony przez społeczności, a nie istnieje sam z siebie, będzie zrozumiały dla większego odsetka osób. 

Rafał A. Ziemkiewicz, Jakie piękne samobójstwo, Fabryka Słów, Lublin 2014.

Opinio-analiza książki bierze udział w wyzwaniach: Z literą w tle – styczeń: R 
oraz Grunt to okładka – styczeń: w dłoniach

Komentarze