Co znamy z cyklu Komedia
ludzka Balzaca? Najczęściej jedynie poznanego w szkole średniej Ojca Goriot. Celem pisarza było
pokazanie struktury XIX-wiecznego społeczeństwa francuskiego: jego
różnorodności klasowej, zawodowej, jego biedaków, bogaczy i wszystkich, którzy
są pośrodku. Ja trafiłam niedawno na Kuzyna
Ponsa.
Książka jest niedługa (jak wszystkie inne z cyklu – miało być
ich 137, powstało 91, więc ich długość jest dość przewidywalna) – i nie ukrywam
– dość męcząca, zwłaszcza w pierwszej połowie. Strasznie zaburzone są proporcje
wstępu i właściwej fabuły – w połowie książki (na stronie 118 z 223) znaleźć
można długo oczekiwaną informację o przyspieszeniu akcji: „Tu zaczyna się
dramat lub, jeśli wolicie, straszliwa komedia śmierci starego kawalera (…).
Aktorami tej komedii, której służy poniekąd za prolog dotychczasowe
opowiadanie, są zresztą wszystkie osoby już ukazane na scenie.” Od tego momentu
jest dużo lepiej. Być może to moje wrażenie nudy spowodowane jest tym, że
literatura przyzwyczaiła mnie już do opisu postaci poprzez wydarzenia, które
zastępują opis wprost, typu: „Aby jednak dobrze pojąć owo serdeczne drżenie,
którego nieborak był pastwą, trzeba naszkicować postać prezydentowej” (s. 26) –
po tym wstępie czytelnik oddaje się z narastającą złością (kilku)stronicowemu statycznemu
opisowi postaci.
Trzeba przyznać, że sama fabuła, bez szkolnego naciągania,
jest niezła i zaskakująco współczesna. Dwoje starych kawalerów-muzyków mieszka
razem. Jeden z nich, Pons, ma antykwaryczne zamiłowania. Śledzi z uwagą stoiska
na targach staroci, licytacje komornicze i kupuje przedmioty, które, czasem od
razu, a czasem po upływie kilkudziesięciu lat, tworzą realny majątek. Dziwactwa
Ponsa i jego zaniedbana powierzchowność podtrzymują opinię ubogiego,
zawadzającego krewnego, który nieproszony przychodzi na obiady do dalekiej
rodziny i dawnych znajomych. Taka sytuacja trwa do czasu, kiedy starszy pan
zaczyna chorować i na jaw wychodzi jego majątek. Wtedy okazuje się, jak wielu
jest tych, którzy uważają się za bliskich Ponsa.
Oprócz rozwlekłości pierwszej połowy powieści, irytuje w
niej także zapis wypowiedzi współlokatora Ponsa, Niemca Schmuckego. W
tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego, efekt zniekształconego francuskiego akcentu miał
zostać osiągnięty przez całkowite zastąpienie głosek dźwięcznych i
bezdźwięcznych. Do czytania – masakra: „Dzo dopie, mój pietny bżyjadzielu?” (s.
70).
Wszystkie cytaty pochodzą z poniższego wydania:
Honore de Balzac,
Kuzyn Pons, tłum. Tadeusz
Boy-Żeleński, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2009
Komentarze
Prześlij komentarz