Ledwo skończyłam czytać powieść Rollinsa Wirus Judasza, a już miałam w rękach Cyfrową Twierdzę Browna. Czytałam tę
książkę kilka lat temu, ale przyznam, że jej fabuła i to, kto jest
odpowiedzialny za zamieszanie, zupełnie mi umknęło ;-). Mogłam zatem na nowo
rozkoszować się dobrą sensacją. Niektórzy zarzucają Brownowi karykaturalną
długość rozdziałów – dla mnie to zaleta jego książek. Taki układ pomaga
czytelnikowi nie zgubić się w wielowątkowości – każde zawrócenie do
wątku/miejsca akcji to nowy rozdział. Niektórzy powiedzieliby, że pomaga to
także przerwać czytanie, żeby zająć się czymś innym lub położyć się spać. Z tym
się nie zgodzę – czytanie książek Browna przerwać można wyłącznie pomiędzy
jedną a drugą powieścią – w trakcie może okazać się to problematyczne.
Na początek jedna śmierć. Totalna klasyka. Później
przedstawienie tajnej instytucji i zawiązanie akcji przez wezwanie głównego
bohatera na posterunek. Brzmi jak początek wielu innych książek, w tym dopiero
co przeze mnie odłożonego na półkę Wirusa
Judasza. I z takiej klasyki Brown robi coś, co zaskakuje nawet powtórkowego
czytelnika. Można? Można.
Cyfrowa Twierdza to niemożliwy do złamania szyfr, z którym
nie poradził sobie najsilniejszy komputer świata,
stworzony do odkrywania treści ukrytej w pozornie bezładnych ciągach cyfr i liter. Stawia w stan gotowości pracowników NSA (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa, oczywiście dotycząca USA, a pośrednio całego świata). Sporo wiedzy o szyfrach, trochę o komputerach, szczypta matematyki i... no właśnie niewiele więcej, bo szokujących informacji o bezpieczeństwie świata czytelnik tu nie znajdzie. Z tych danych Brown tworzy coś, co zainteresuje nie tylko fascynata szyfrowania wszystkiego, co się da. Pozornie hermetyczny temat, zarezerwowany dla garstki ludzi, Brown wykorzystuje do stworzenia całkiem niezłej fabuły, choć, jak wie większość czytelników, która miała cokolwiek do czynienia z tym amerykańskim pisarzem, ta powieść nie była szczytem jego możliwości.
stworzony do odkrywania treści ukrytej w pozornie bezładnych ciągach cyfr i liter. Stawia w stan gotowości pracowników NSA (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa, oczywiście dotycząca USA, a pośrednio całego świata). Sporo wiedzy o szyfrach, trochę o komputerach, szczypta matematyki i... no właśnie niewiele więcej, bo szokujących informacji o bezpieczeństwie świata czytelnik tu nie znajdzie. Z tych danych Brown tworzy coś, co zainteresuje nie tylko fascynata szyfrowania wszystkiego, co się da. Pozornie hermetyczny temat, zarezerwowany dla garstki ludzi, Brown wykorzystuje do stworzenia całkiem niezłej fabuły, choć, jak wie większość czytelników, która miała cokolwiek do czynienia z tym amerykańskim pisarzem, ta powieść nie była szczytem jego możliwości.
Fabuła zatacza koło. Właściwe okazuje się najprostsze
rozwiązanie. Tak oczywiste, że aż szokujące. Jednak żaden z kryptologów nie
zauważył, jak niewiele trzeba było do odkrycia tajemnicy.
Kto szukałby w tym wszystkim zagrożenia dla przetrwania
świata, też znajdzie coś dla siebie. Choć może nie wybuchnie pandemia, to nad
NSA wisi groźba odtajnienia wszystkiego, co Stany Zjednoczone przechowują jako
ściśle tajne, a co za tym idzie, groźba wybuchu bomb atomowych, wojny totalnej
i paru innych katastrof. Kto ma wolny weekend, lub przynajmniej sobotę, niech
przeczyta. Lektura po prostu przyjemna i dosyć inteligentna.
Ciekawostka – powieść napisana w 1998 roku, wypełniona jest opisami
elektronicznych gadżetów, w tym komputerem wielkości karty kredytowej oraz
okularami, do złudzenia przypominającymi opisy Project Glass Google’a ;-).
Dan Brown, Cyfrowa
Twierdza, tłum. Piotr Amsterdamski, wyd. Sonia Draga, Albatros A.
Kuryłowicz, Warszawa 2006
Opinio-analiza książki bierze udział w wyzwaniach Grunt to okładka - listopad: wielokrotność
oraz Z literą w tle - listopad: B
oraz Z literą w tle - listopad: B
Jako chyba jedna z nielicznych osób jeszcze do tej pory nie przeczytałam żadnej z książek Dana Browna. Nie ciągnęło mnie do nich, no ale może w końcu się skuszę :)
OdpowiedzUsuńWarto zacząć od wcześniejszych, np. "Cyfrowej Twierdzy" ("Zwodniczy punkt" jest nieco słabszą powieścią). Jeśli zaczniesz od hitów Browna (Kod..., Anioły i demony...), mogą Ci się bardzo spodobać - naprawdę wciągają, nawet osobę, która nie przepada za sensacją/thrillerem, ale wtedy te wcześniejsze nie wydadzą się tak dobre ;-)
UsuńCzytałam tylko dwie książki autora. "Infero" wydawała mi się rewelacyjną powieścią, a później sięgnęłam po "Anioły i demony" i się bardzo rozczarowałam. Więc mam zamiar dać pisarzowi jeszcze jedną szansę, a "Cyfrowa Twierdza" wydaje się bardzo interesująca...
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Z książek Browna mnie osobiście najsłabszy wydaje się "Zwodniczy punkt", a "Inferno", ostatnia powieść autora, jest dla mnie powtórką (choć bardzo dobrą powtórką) schematu wypracowanego przez Anioły... i Kod....
UsuńJeśli chodzi właśnie o te dwie powieści dotyczące Kościoła - bardzo ważne w ich odbiorze jest to, żeby potraktować je po prostu fabularnie, a nie jako zarzuty wobec rzeczywiście istniejącej instytucji. Dla mnie osobiście cała fala zorganizowana przez Kościół przeciwko Brownowi była nieuzasadniona - przecież to doskonałe, wciągające fabuły, korzystające ze schematu powieści sensacyjnej, a nade wszystko fikcja literacka - i to jaka - aż chce się w to wierzyć ;-).
Z "Cyfrową Twierdzą" jest nieco inaczej, ponieważ główna część akcji dzieje się w tajnym biurze, a kryzys bazy danych służb wywiadowczych w USA nie wnika tak głęboko w rzeczywistość i kulturę, jak Anioły i Kod...
Dlatego myślę, że "Cyfrowa Twierdza" może być łatwiejsza w odbiorze i tym samym łatwiejsza do przetrawienia jako fikcja.
PS. Brown chociaż nie burzy słynnej architektury - to było coś, co mnie powaliło na łopatki (w negatywnym sensie) u Rollinsa, czytanego tuż przed "Cyfrową Twierdzą",
Przeczytałam tą książkę już dość dawno, jak tylko usłyszałam o Kodzie Leonarda da Vinci. Powieść ta bardzo mi się podobała, lubię wątki szyfrów, kodów itp. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też pierwszy raz czytałam ją wtedy, co Kod..., teraz naszło mnie na przypomnienie sobie fabuły. To trzeba Brownowi przyznać - umie budować napięcie i fantastycznie wykorzystywać niuanse: anagramy, szyfry. I zaskoczenie czytelnika, gdy nagle okazuje się, że zwykłe przestawienie liter w pseudonimie jednej z postaci rozwiązuje jedną z głównych zagadek ;-)
Usuń