Czy można stworzyć szyfr idealny? – Dan Brown, „Cyfrowa Twierdza”

Ledwo skończyłam czytać powieść Rollinsa Wirus Judasza, a już miałam w rękach Cyfrową Twierdzę Browna. Czytałam tę książkę kilka lat temu, ale przyznam, że jej fabuła i to, kto jest odpowiedzialny za zamieszanie, zupełnie mi umknęło ;-). Mogłam zatem na nowo rozkoszować się dobrą sensacją. Niektórzy zarzucają Brownowi karykaturalną długość rozdziałów – dla mnie to zaleta jego książek. Taki układ pomaga czytelnikowi nie zgubić się w wielowątkowości – każde zawrócenie do wątku/miejsca akcji to nowy rozdział. Niektórzy powiedzieliby, że pomaga to także przerwać czytanie, żeby zająć się czymś innym lub położyć się spać. Z tym się nie zgodzę – czytanie książek Browna przerwać można wyłącznie pomiędzy jedną a drugą powieścią – w trakcie może okazać się to problematyczne.
Na początek jedna śmierć. Totalna klasyka. Później przedstawienie tajnej instytucji i zawiązanie akcji przez wezwanie głównego bohatera na posterunek. Brzmi jak początek wielu innych książek, w tym dopiero co przeze mnie odłożonego na półkę Wirusa Judasza. I z takiej klasyki Brown robi coś, co zaskakuje nawet powtórkowego czytelnika. Można? Można.
Cyfrowa Twierdza to niemożliwy do złamania szyfr, z którym nie poradził sobie najsilniejszy komputer świata,
stworzony do odkrywania treści ukrytej w pozornie bezładnych ciągach cyfr i liter. Stawia w stan gotowości pracowników NSA (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa, oczywiście dotycząca USA, a pośrednio całego świata). Sporo wiedzy o szyfrach, trochę o komputerach, szczypta matematyki i... no właśnie niewiele więcej, bo szokujących informacji o bezpieczeństwie świata czytelnik tu nie znajdzie. Z tych danych Brown tworzy coś, co zainteresuje nie tylko fascynata szyfrowania wszystkiego, co się da. Pozornie hermetyczny temat, zarezerwowany dla garstki ludzi, Brown wykorzystuje do stworzenia całkiem niezłej fabuły, choć, jak wie większość czytelników, która miała cokolwiek do czynienia z tym amerykańskim pisarzem, ta powieść nie była szczytem jego możliwości.
Fabuła zatacza koło. Właściwe okazuje się najprostsze rozwiązanie. Tak oczywiste, że aż szokujące. Jednak żaden z kryptologów nie zauważył, jak niewiele trzeba było do odkrycia tajemnicy.
Kto szukałby w tym wszystkim zagrożenia dla przetrwania świata, też znajdzie coś dla siebie. Choć może nie wybuchnie pandemia, to nad NSA wisi groźba odtajnienia wszystkiego, co Stany Zjednoczone przechowują jako ściśle tajne, a co za tym idzie, groźba wybuchu bomb atomowych, wojny totalnej i paru innych katastrof. Kto ma wolny weekend, lub przynajmniej sobotę, niech przeczyta. Lektura po prostu przyjemna i dosyć inteligentna.
Ciekawostka – powieść napisana w 1998 roku, wypełniona jest opisami elektronicznych gadżetów, w tym komputerem wielkości karty kredytowej oraz okularami, do złudzenia przypominającymi opisy Project Glass Google’a ;-).

Dan Brown, Cyfrowa Twierdza, tłum. Piotr Amsterdamski, wyd. Sonia Draga, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2006

Opinio-analiza książki bierze udział w wyzwaniach Grunt to okładka - listopad: wielokrotność 
oraz Z literą w tle - listopad: B

Komentarze

  1. Jako chyba jedna z nielicznych osób jeszcze do tej pory nie przeczytałam żadnej z książek Dana Browna. Nie ciągnęło mnie do nich, no ale może w końcu się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto zacząć od wcześniejszych, np. "Cyfrowej Twierdzy" ("Zwodniczy punkt" jest nieco słabszą powieścią). Jeśli zaczniesz od hitów Browna (Kod..., Anioły i demony...), mogą Ci się bardzo spodobać - naprawdę wciągają, nawet osobę, która nie przepada za sensacją/thrillerem, ale wtedy te wcześniejsze nie wydadzą się tak dobre ;-)

      Usuń
  2. Czytałam tylko dwie książki autora. "Infero" wydawała mi się rewelacyjną powieścią, a później sięgnęłam po "Anioły i demony" i się bardzo rozczarowałam. Więc mam zamiar dać pisarzowi jeszcze jedną szansę, a "Cyfrowa Twierdza" wydaje się bardzo interesująca...

    http://pasion-libros.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z książek Browna mnie osobiście najsłabszy wydaje się "Zwodniczy punkt", a "Inferno", ostatnia powieść autora, jest dla mnie powtórką (choć bardzo dobrą powtórką) schematu wypracowanego przez Anioły... i Kod....
      Jeśli chodzi właśnie o te dwie powieści dotyczące Kościoła - bardzo ważne w ich odbiorze jest to, żeby potraktować je po prostu fabularnie, a nie jako zarzuty wobec rzeczywiście istniejącej instytucji. Dla mnie osobiście cała fala zorganizowana przez Kościół przeciwko Brownowi była nieuzasadniona - przecież to doskonałe, wciągające fabuły, korzystające ze schematu powieści sensacyjnej, a nade wszystko fikcja literacka - i to jaka - aż chce się w to wierzyć ;-).
      Z "Cyfrową Twierdzą" jest nieco inaczej, ponieważ główna część akcji dzieje się w tajnym biurze, a kryzys bazy danych służb wywiadowczych w USA nie wnika tak głęboko w rzeczywistość i kulturę, jak Anioły i Kod...
      Dlatego myślę, że "Cyfrowa Twierdza" może być łatwiejsza w odbiorze i tym samym łatwiejsza do przetrawienia jako fikcja.
      PS. Brown chociaż nie burzy słynnej architektury - to było coś, co mnie powaliło na łopatki (w negatywnym sensie) u Rollinsa, czytanego tuż przed "Cyfrową Twierdzą",

      Usuń
  3. Przeczytałam tą książkę już dość dawno, jak tylko usłyszałam o Kodzie Leonarda da Vinci. Powieść ta bardzo mi się podobała, lubię wątki szyfrów, kodów itp. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pierwszy raz czytałam ją wtedy, co Kod..., teraz naszło mnie na przypomnienie sobie fabuły. To trzeba Brownowi przyznać - umie budować napięcie i fantastycznie wykorzystywać niuanse: anagramy, szyfry. I zaskoczenie czytelnika, gdy nagle okazuje się, że zwykłe przestawienie liter w pseudonimie jednej z postaci rozwiązuje jedną z głównych zagadek ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz