Nazwanie tej książeczki opowieścią o miłości byłoby ogromnym
spłyceniem. Dlatego lepiej mówić, że jest to wycinek historii jedwabiu w
Europie.
Główny bohater, Francuz, zajmujący się produkcją tego
materiału, początkowo zdobywa jedwabniki w basenie Morza Śródziemnego. Biorąc
pod uwagę, że akcja toczy się w XIX wieku, już wyprawa do Egiptu wiązała się z
długą nieobecnością w domu. Kiedy okazuje się, że trzeba jechać po larwy
wyrabiające jedwabną nić dalej, do Japonii, wyrusza także i tam. Kilka lat
akcji to kilka podróży – droga w przypadku każdej z nich przebiegała podobnie,
zmieniała się tylko nazwa jeziora Bajkał w języku miejscowych.
Dla głównego bohatera droga była podróżą do kobiety,
towarzyszki swojego gospodarza. Fascynowała go swoim wyglądem Europejki,
pozostając kobietą-zjawą – nikt nie potwierdził, że w orszaku bogacza jest
nie-Japonka. Kobietą, której głosu nigdy nie usłyszał, a która zniszczyła jego
małżeństwo i jego samego.
W pogoni za czymś niedostępnym zamyka się w sobie, sprzedaje
przędzalnię i zajmuje się ogrodem.
Czytelnik może mieć wrażenie, że kobieta, do
której Herve ciągle chce wracać, nie istnieje. Tak samo ma wątpliwości co do
istnienia białej muzyki, o której we wstępie wspomina Baricco. Mimo to nie da
się ukryć, że Jedwab ma w sobie coś muzycznego. Powracające jak refren podróże
i – jak w ludowej piosence – wijąca się kompozycja. Kolejne zdania bardzo
często rozpoczynają się od ostatnich słów poprzednich myśli. Całość jest melancholijna i delikatna, snująca się jak nitki jedwabiu.
Alessandro Baricco, Jedwab, tłum. H. Kralowa, Czytelnik 2004
Czytałam tę książkę i zrecenzowałam ją u siebie na blogu. Podobała mi się, chociaż była trochę dziwnie napisana. Ale historia ładna :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Z ciekawością przeczytałam Twoją recenzję tej powieści i mam wrażenie, że ilu czytelników, tyle będzie prób nazwania tego zjawiska. Posłużyłaś się słowami "romans", "opowiadanie". Ja romansu tam nie dostrzegłam, tylko nieokreśloną fascynację głównego bohatera kobietą-zjawą. Jeśli natomiast chodzi o żonę Hevre, Helene, która próbowała ratować swoje małżeństwo, po czym zrezygnowała, nie mogąc walczyć z niewidzialnym wrogiem - nie dziwię się. Rezygnacja - tym słowem podsumowałabym fabułę tego niby-opowiadania.
UsuńCiekawa recenzja. Chętnie poznam książkę:)
OdpowiedzUsuńOlu, to jedna z tych książek, które - mimo nieznacznej objętości - na długo pozostają w pamięci. Naprawdę warto poświęcić na nią jedno popołudnie. Nawet jeśli jej "muzyczność" nie przypadnie Ci do gustu, nie uznasz tego czasu za stracony. Czytałam ją z polecenia mojej dużo starszej kuzynki kilkanaście lat temu, przypomniałam sobie o niej i odświeżyłam. Teraz więcej z niej zrozumiałam, ale wrażenie, jakie po sobie wtedy pozostawiła, nie zmieniło się.
Usuń