Słyszeliście kiedyś o Jonathanie Franzenie? Ja nigdy. Tak,
wiem. Na świecie żyję krótko, a moje
zainteresowania to literatura polska, nie amerykańska. Ale ok, wierzę, że to
autor bestsellerów i w ogóle geniusz. Otóż przeczytałam właśnie wywiad Katarzyny
Surmiak-Domańskiej z tym autorem, zamieszczony w grudniowym numerze „Książek”.
Tytuł tekstu: Nasza zagłada nadejdzie
online. Temat: przede wszystkim stosunek do aktywności na portalach
społecznościowych. Radykalne diagnozy. I doza snobizmu.
Co prawda nie mam na szczęście ambicji pisarskich, bo gdybym
miała, to biada mi, naiwnej. I choć mnie samej trudno zweryfikować lub ocenić
spojrzenie Franzena, które jest nieprzychylne wobec tworzenie wszelkiego typu tweetów,
postów i contentów, to niepokój wzbudza jedna myśl: „Nie da się napisać dobrej
powieści na komputerze, który jest podłączony do Internetu” („Książki”, 4/2013,
s. 9). Uważam, że to zbyt radykalne spojrzenie, choć muszę przyznać, że
świadomość bycia online rozprasza. Paradoksalnie – mnie nawet przy pisaniu na
blog. Dlatego dosyć często moje wpisy powstają po staroświecku, najpierw w
wersji papierowej. Ale widzę postępy – magisterkę stukam już wprost na
komputerze, co szalenie oszczędza mój czas. Ale rodzi niebezpieczeństwo jego
straty właśnie na przebywaniu online. Dramatyczne, prawda? Dla Franzena – tak.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Jonathan_Franzen_at_the_Brooklyn_Book_Festival.jpg |
Człowiek, który mówi o sobie, że jest „ponadprzeciętnie
biegły w technologiach” (s. 11), odrzuca jako żenujące portale społecznościowe,
korzystając z przywileju autora, który swoją pierwszą zwieńczoną sukcesem
powieść wydał przed erą Facebooka. Dzięki temu nie jest zobowiązany przez
wydawcę do blogowania, tweetowania czy like’owania. Natomiast nowy autor musi
to robić. Musi być aktywny, by ludzie – potencjalni czytelnicy i dochód wydawcy
– widzieli w autorze żywego, autentycznego człowieka. Franzen mówi, że takie
działania niszczą wiarygodność autora. Bo dobry pisarz to pisarz skoncentrowany
na tworzeniu literatury, a nie postów. Ma się wyróżniać spośród społeczeństwa.
To wydawca ma go promować, a nie on sam – mówić o sobie. Tu też pojawia się
teza o deprofesjonalizacji dziennikarstwa, konieczności samoizolacji pisarza,
oraz wniosek, że „najlepsze powieści amerykańskie [ostatnich dziesięciu lat]
zostały napisane przez osoby, które nienawidzą portali i blogów” (s. 11). Nie
ulega wątpliwości, że Franzen zalicza swoje książki do tej czołówki. Nie mówię,
że nie ma racji. Że pisarz musi mieć spokój i czas, tak łatwo pożerany przez Internet.
Ale czy tu tkwi klucz? W tym zamykaniu się na nowe media? Zamieszczony dalej w „Książkach”
esej tego autora zostawię sobie na później.
Katarzyna Surmiak-Domańska, Nasza zagłada nadejdzie online (wywiad z Jonathanem Franzenem), „Książki” 2013, nr 4(11), s. 8-11.
Też czytałam ten wywiad. I uważam, że Franzen ma sporo racji. Nawet w oderwaniu od sytuacji pisarza, fejsbuk to pożerająca czas bestia. Zaczęłam tam prowadzić stronę swojego bloga, zresztą wiesz, chyba nawet śledzisz, i dopiero dzięki temu zrozumiałam, jaka to pułapka, jeśli nie potrafi się podejść z dystansem. Co napisać, jak napisać, jak przyciągnąć uwagę. Kiedyś przeglądałam internet dla rozrywki, przyjemność sprawiało mi, gdy znalazłam przypadkiem zabawny obrazek o czytaniu i mogłam się nim podzielić ze znajomymi. Dziś szukam, wypatruję, poluję, bo wciąż mam poczucie, że coś powinnam pokazać, jakoś o sobie przypomnieć. A przecież mogłabym w tym czasie czytać książkę.
OdpowiedzUsuńDotarłaś już do eseju? :) Jak Ci się podobał?
Pewnie, że pożerająca. I pewnie, że można mieć problem z wycyzelowaniem odpowiedniego stosunku między komunikowaniem a tworzeniem/czytaniem/nagrywaniem lub czymkolwiek innym.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Franzena, to zaskoczył mnie szereg nieco samolubnych spostrzeżeń. Że on jest lepszy od młodych pisarzy, bo nie musi istnieć w mediach społecznościowych, a wydawca wciąż zakłada mu profil na facebooku. Wchodziłaś na jego stronę internetową? http://us.macmillan.com/author/jonathanfranzen - profil na facebooku istnieje, nawet jeśli rzeczywiście prowadzi go wydawca. Tak znany (uważający się za znanego) autor nie jest w stanie postawić się wydawcy?
Naiu, powiedz - słyszałaś o nim wcześniej? Choćby samo nazwisko?
Co do eseju - przeczytałam dla chęci skonfrontowania osoby pisarza z jego tekstem. Nie czuję się porwana. Ale przecież nie każdemu podoba się to samo.
Czy nie uważasz, że wysuwanie tych wszystkich teorii, które mają umniejszać wagi najmłodszym autorom, w wywiadzie do czasopisma o literaturze, jest strzałem w kolano?
Fakt, że na skromnisia to on nie wygląda :) I też nie uważam, żeby uczciwym chwytem było wykorzystywanie innych pisarzy jako trampoliny dla własnego ego. Ale z drugiej strony ja odniosłam raczej wrażenie, że krytykuje bardziej zjawiska niż ludzi, że celuje przede wszystkim w tę wielką i nieuchwytną bestię w postaci mediów, że w gruncie rzeczy nie chce nikogo karcić za naiwność czy konformizm, a innym pisarzom trochę nawet współczuje.
UsuńJego książek nie czytałam, ale nazwisko obija mi się o uszy od dłuższego czasu. Podobno jego "Korekty" są znakomite :) A esej mi się bardzo podobał, błyskotliwe porównania, ciekawe wędrówki w czasie i przestrzeni, trafna moim zdaniem diagnoza rzeczywistości. Ale rozumiem, że tym wywiadem mógł Cię do siebie zrazić.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
Może się okazać, że kiedy jednak sięgnę po jakąś jego książkę, zmienię zdanie. To nie nowość, że ktoś tworzy świetne rzeczy, a jego wizerunek wynikający z wypowiedzi w mediach jest niezbyt sympatyczny. Wiele osób właśnie tak mówi na przykład o Antonim Liberze.
OdpowiedzUsuńRównież wesołych!
Do pisania mam (od zawsze i na zawsze) osobny komputer. Bez rozpraszaczy. Jeśli mam ochotę na wirtualne spotkania, przechodzę do komputera domowego.
OdpowiedzUsuńalbo piszesz, albo gadasz. Tworzy się w ciszy. W skupieniu. Nie w otwartym oknie, na przyjęciu, w podróży. Internet to podróż. Potrzebujesz do książki materiałów Sieciowych, wchodzisz, łowisz, a potem zmykasz. Do sprzętu, w którym jest miejsce tylko na robotę.
Zazdroszczę komfortu dwóch komputerów i możliwości wygospodarowania ciszy, Anonimowy. Ja nawet wpisy na bloga czasem z braku chwili w domu piszę w tramwaju ;-) A co do internetu, to wszyscy dobrze wiemy, jak bardzo rozprasza. Jednak to, co miałam na myśli pisząc o Franzenie, dużo lepiej niż ja sama podsumowała Naia - "wykorzystywanie innych autorów jako trampoliny dla własnego ego nie jest fair". Rozumiem, Anonimowy, że sam jesteś autorem, tak?
OdpowiedzUsuń