„Koniokrady” Williama Faulknera – przyspieszona nauka o życiu

Książka amerykańskiego noblisty, Williama Faulknera, jest opowieścią, którą ojciec kieruje do swojego syna. Odbiorca domyśla się, że ów syn, który nie wypowiada ani słowa, jest w wieku, który wspomina ojciec.
Czytelnik widzi w Koniokradach wiele obrazów typowych dla Stanów Zjednoczonych na początku XX wieku. Pojawiają się samochody, nieufni temu wynalazkowi patrzą ze zdziwieniem na osoby, które poruszają się za ich pomocą. Pojawia się nawet rozporządzenie w niektórych miejscowościach, zakazujące jeżdżenia samochodem po centrum, z uwagi na płoszące się konie. Są błotniste drogi, pociągi jadące z Zachodu na Wschód i oczywiście wyścigi konne. Troje bohaterów, którzy właśnie „automobilem” wyruszają w drogę (chłopiec, stangret i młody mężczyzna zafascynowany motoryzacją), są jak potomkowie Europejczyków zdobywający nowe terytoria. Gdy tracą samochód,
bezprawnie „pożyczony” od dziadka chłopca, trafiają na wyścig. Główny bohater nauczy się nie tylko jeździć konno (samochodem już umiał), ale też dowie się w ciągu tych kilku dni wiele o świecie – o matactwach, wstydzie, honorze, a wreszcie o swojej tęsknocie za domem. Wracając do rodzinnej miejscowości, poczuje, jak bardzo wydoroślał i że ciężko mu jest wobec rodziny z tym wszystkim, co się stało. Trochę musiał nakłamać, żeby wyruszyć w tę podróż.
W powieści dominuje atmosfera Dzikiego Zachodu, mimo że nie ma tutaj strzelaniny, szaleńczej jazdy konnej przez prerie czy wzmianki o Indianach. Utwór wnosi pewien zasób wiedzy na temat kultury i wartości obywateli Stanów Zjednoczonych w pierwszych latach poprzedniego stulecia. Dla mnie jednak intryga związana z kradzieżą konia i utratą samochodu była nieco naciągana, a portrety bohaterów – zbyt pobieżne.

William Faulkner, Koniokrady, Wydawnictwo TMM Polska/Planeta Marketing, 2007

Komentarze