"W domu, w dziczy, na ulicy" - książka obrazkowa na roczek

Po absolutnym sukcesie Ulicy Czereśniowej, którą moja listopadowa córka dostała na roczek od dziadków, przyszła pora na jakiś prezent świąteczny. Mąż podjął się tego wyzwania z niewiadomych przyczyn sam. Hmmm...

I powiem szczerze, że kiedy zobaczyłam książkę W domu, w dziczy, na ulicy autorstwa ponoć cenionej Fiep Westendorp, miałam mieszane uczucia. Dziwne jakieś te obrazki. Koślawe takie. Do tego właśnie "słownikowa forma", to znaczy tematyczna, ale afabularna. Okazało się, że Ania była innego zdania i radziła sobie z tą książką lepiej niż ja. Tak, tak, czasem nawet osoba dorosła musi się mocno przyjrzeć, czy zwierzak na obrazku jest psem czy kotem. Tych wątpliwości dziecko nie miało ani przez moment. Ania zainteresowała się nią jakiś czas od otrzymania (była wtedy jeszcze w ferworze książek R.S. Berner), ok. 14.miesiąca i mniej więcej 5 miesięcy książka cieszyła się stałym, choć nie szalonym zainteresowaniem. Od jakiegoś czasu zagląda do niej sporadycznie, ale jeśli już ją otworzy, spędza z nią sporo czasu, jak na dziecko, które jeszcze nie ma 2 lat. 
Westendorp proponuje zakresy tematyczne przedstawianych (przede wszystkim) przedmiotów i postaci. Są więc elementy wyposażenia mieszkania, szkoły, cyrku czy parku. Jest prezentacja zawodów i domowych zwierząt, a także środków transportu. Moje wątpliwości dotyczące koślawości rysunków nie minęły, mają one nierzadko niewiele wspólnego z rzeczywistym wyglądem (na przykład rozkładówka zatytułowana "pojazdy" jest po prostu dziwna). Obok każdego obrazka umieszczone zostały napisy, mówiące o tym, co autorka miała na myśli. I dobrze że są - bez nich rodzicowi czasem byłoby naprawdę trudno... Wiadomo, że w książce dla małego dziecka (1-3 lata) umieszczanie podpisów jest średnim pomysłem, prawda? Oczywiście o ile to nie jest książka stricte do czytania, ale to całkiem inna historia.
Książka jest bardzo ciężka i gruba, ale ma przyjazny, kwadratowy format. Poszczególne rozkładówki mieszczą się w dwóch podstawowych typach obrazowania:
a) proste rozmieszczenie w rzędach produktów/przedmiotów/osób, np. 
b) ciekawsza z naszego punktu widzenia forma - próba stworzenia z elementów spójnego obrazka, w którym przedmioty występują w otoczeniu innych - wydaje mi się to łatwiejsze do ogarnięcia dla takiego małego dziecka:
c) formy pośrednie - łączą dwie powyższe w różnym stopniu, jakby zamiarem autorki było wykorzystanie całej przestrzeni na stronie:


Problem z tą książką mają zatem przede wszystkim rodzice. Pewnie dlatego, że jest inna niż typowa niemowlęca książka z obrazkami czy klasyczna obrazkowa do opowiadania. Jednak muszę przyznać, że kiedy Ania mówi "mama cita" (czyli "mamo, czytaj"), a ja ją pytam, co mam poczytać, to zawsze cieszę się, kiedy wybiera Ulicę Czereśniową lub rymowanki, np. J. Brzechwy czy świetnej Urszuli Kozłowskiej, ale kiedy wskazuje na książkę F. Westendorp, uchodzi ze mnie powietrze, bo jej po prostu czytać nie umiem. Poza tym jest w niej coś irytującego. Książkę ratują pełne rozkładówki, jak ta o ogrodzie, ale przed tymi "słownikowymi" rodzic dziecka przed drugimi urodzinami stoi bezradny. Może coś się jeszcze w tym zakresie zmieni, a może niedługo ta książka, jak kilka innych, zostanie odłożona do pudła, bo Ania zupełnie przestanie zwracać na nią uwagę.

Być może problemem tej książki jest fakt, że stanowi ona zbiór obrazków wybranych z wieloletniej twórczości autorki. Wydana w Holandii w roku śmierci ilustratorki, we współpracy z jej fundacją działającą na rzecz dzieci, może wcale nie była przez nią autoryzowana. Myślę, że byłaby dużo przyjemniejsza, gdyby składała się wyłącznie z pełnych rozkładówek. Ale może autorka nie zdążyła jej przygotować w takiej formie? Tego nie wiem.

Fiep Westendorp, W domu, w dziczy, na ulicy, tłum. Jadwiga Jędryas, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016


Komentarze