Z książką Ewy Stec jest tak: łatwa, lekka i przyjemna.
Fabułę, której groziła sztampa, ratuje wątek kryminalny. Nie można też pominąć
wpływu naprawdę świeżego humoru językowego, jaki oferuje autorka tej książki.
Całość to pozytywna lektura odstresowująca. Dobrze, że zignorowałam
zniechęcającą notatkę wydawcy na okładce („Czy intrygi Klubu Matek Swatek nie
zniszczą rodzących się uczuć?” – nie cierpię takiego tonu) i książkę
przeczytałam.
Rzecz wygląda następująco: ponadtrzydziestoletnia Ania
wyprowadza się od rodziców i chce rozpocząć swoje niczym niezmącone życie
singielki. Nie należy do tych zagorzałych, po prostu nie bardzo układają się te
jej związki. Mama jest przerażona. Nie tylko wyprowadzką, ale także wizją
samotnej starości córki. I, pokierowana przez palącą jak smok Danutę, trafia do
Klubu Matek Swatek – firmy, do której zgłaszają się matki zaniepokojone
staropanieństwem/starokawalerstwem swoich dzieci.
Prawdę powiedziawszy dużo lepiej skonstruowany jest ten wątek
powieści, który dotyczy działalności KMS niż ten nieco ckliwy, dotyczący Ani
(nauczycielki, która właśnie poznała policjantów Marka i Wiktora). Choć, na
szczęście, dużą dozą humoru osobowość Ani przyprawia jej przyjaciółka Matylda,
zwariowana Mulatka, pół góralka, pół Jamajka, szkolna pedagog.
Ania, jak na główną bohaterkę książki, jest dosyć bezbarwna,
w przeciwieństwie do otaczających ją osób, na przykład Jadwigi (pracowała w
wywiadzie), Danuty (która, czasem oprócz papierosa, odpala także samochód) czy
wspomnianej już Matyldy. Podobnie jest z matką Ani, Beatą. Więcej życia ma jej
matka, starsza pani opanowana sklerozą i działająca w pomocy cmentarnej (bardzo
sprawnej zresztą).
Jak się okazuje, Ania swatów nie potrzebuje i radzi sobie z
wyborem odpowiedniego faceta. Po zwariowanych perypetiach, porwaniu i akcji na
cmentarzu, wszystko kończy się oczywiście szczęśliwie, a niedobory w budowie
głównych charakterów zakrywają te drugoplanowe – naprawdę niezłe.
Ewa Stec, Klub Matek
Swatek, wyd. Otwarte, Kraków 2011.
Opinio-analiza książki bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka - styczeń: w dłoniach
Opinio-analiza książki bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka - styczeń: w dłoniach
Bardzo fajna książka. Polecam przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno lekka i sympatyczna, ale zawiedzie się ten, kto spodziewa się po tej pozycji mrożącego krew w żyłach, ambitnego kryminału ;-)
Usuń