Pozytywnie zaskoczona przed kilkoma dniami skończyłam czytać
Krzyżaków, lekturę szkolną, której
nie zmogłam jako trzynastolatka. Pamiętałam jeszcze śmierć Danusi, co oznacza,
że przebrnęłam wtedy przez mniej więcej ¾ całości. I poddałam się, niestety. A może
dobrze się stało? Bo teraz przeczytałam z przyjemnością od deski do deski.
Zaczęłam się przy tej okazji zastanawiać, co powoduje, że
czytanie zadanych lektur aż tak boli. Na palcach jednej ręki (no, może dwóch)
policzyłabym te z nich, które naprawdę mi się spodobały. Znalazłyby się tutaj
takie tytuły jak: O psie, który jeździł
koleją, Ania z Zielonego Wzgórza,
Mistrz i Małgorzata czy Pan Tadeusz. Ten ostatni włączam do tej
krótkiej listy po zapoznaniu się z tekstem epopei w czasach licealnych, a nie
na wyrywki, jak paskudnie chce program gimnazjum. Sporo wypisałabym natomiast
takich, które na pewno i tak warto było przeczytać, choć nie porwały mnie jako
czytelnika. Przynajmniej nie wtedy, gdy zadano ich lekturę. Co było nie tak z Krzyżakami 11 lat temu? Trudno
stwierdzić. Może to kwestia wieku? Nie sądzę, żebym na tle swojej ówczesnej
klasy była niedojrzałym odbiorcą, to jednak program, który każe czytać tę
powieść w I klasie gimnazjum, nie jest chyba bezpodstawny. Tak czy inaczej –
zostawiona niedojedzona powieść bardzo mnie męczyła przez te lata i nieco
ambicjonalnie podeszłam do uzupełnienia tej poważnej zaległości. Z efektów
jestem zadowolona, bo czytanie tej książki było po prostu przyjemne.
Z obserwacji, które wyniosłam z
lektury najbardziej dla mnie znamienna jest ewolucja mojego stosunku do
bohaterek powieści. Jako nastolatka nie polubiłam Jagienki. Byłam
niezadowolona, że delikatna Danusia umarła i zdziwiona, gdy doczytałam – tak, w
opracowaniu – że Zbyszko poślubił Jagienkę. Teraz to właśnie Danusia wydawała
mi się zbyt posągowa i jednocześnie zbyt krucha, by być dobrą partnerką dla
kogoś takiego jak Zbyszko – wybuchowego mężczyzny.
Inna obserwacja: Nie wiem, ile
osób kojarzy austriacką produkcję Sissi
z 1955 roku. Jest tam zakochany w Elżbiecie i w wielu innych kobietach
jednocześnie major Boeckl. Osoba, która gdziekolwiek się znalazła, trafiła na
kobietę swojego życia. Zupełnie tak jak de Lorche przedstawiony przez
Sienkiewicza. Ilu damom on nie przysięgał, iloma się zachwycał. W końcu trafił
na tę jedyną, gdy zakończyła się powieściowa rola tego sympatycznego bohatera,
który urozmaicał świat poważniejszych rozterek.
Krzyżaków polecam wszystkim, którzy nie doczytali. W moim przypadku
czas zdecydowanie posłużył powieści.
A ja z dumą powiem, że doczytałam tę powieść już w gimnazjum, choć ze mnie ogólnie był ewenement, co to Sienkiewicza miłością szczerą i niewinną pokochał. Z jednym małym wyjątkiem - "W pustyni i w puszczy", które też jest moim zdaniem źle osadzone. O ile dziecko w podstawówce może je przeczytać w miarę z chęcią, o tyle jestem pewna, że niewiele z niego zrozumie. Ale to już chyba taki sztampowy problem polskiego szkolnictwa.
OdpowiedzUsuńNo widzisz - w moim przypadku "W pustyni i w puszczy" obudziło kilkuletnią szczerą pasję do wszystkiego, co afrykańskie. Ale fakt - była to dla mnie książka wyłącznie podróżniczo-przygodowa. Do takiej też sprowadza ją program. Jeśli chodzi o mnie, to może nie nazwałabym siebie miłośniczką Sienkiewicza, ale trzeba przyznać, że dobrym pisarzem był ;-)
OdpowiedzUsuńPoza tym gratuluję przeczytania Krzyżaków w odpowiednim do tego czasie. Ja, po przeczytaniu tej książki teraz, nie żałuję, że wtedy się to nie udało. Gdybym ją zjadła w całości w gimnazjum, sporo straciłabym, nie sięgając do niej w starszych latach. Krzyżacy poczekali na swój czas, kiedy mogłam jeść i się oblizywać ze smakiem :-)
"Zaczęłam się przy tej okazji zastanawiać, co powoduje, że czytanie zadanych lektur aż tak boli."
OdpowiedzUsuńJakieś koncepcje odpowiedzi na to pytanie, które także mnie, niestety bezowocnie, od lat nurtuje?
A do Twojej listy dodałabym parę tytułów:
-"Potop". Standardowe "zabili go i uciekł".
- "Quo vadis".
- "Chłopi", alias "Małorolni". Przeczytałam całość, choć potrzebna była tylko "Jesień" - ambitne eksperymenty pewnego MENistra.
- "Ziemia obiecana". To, co tak działa mi na nerwy w innych książkach, tutaj było największą wartością: bezcenne opisy fabrykanckiej Łodzi.
Ale mam też czarną listę i ciekawi mnie, czy się ze mną zgodzisz: Stefan Żeromski, Joseph Conrad i cały romantyzm plus "okres burzy i naporu". Co Ty na to?
No właśnie koncepcji brak. Refleksja nic nie dała. Choć myślę, że duży wpływ na to ma przymus. Skoro muszę, to nie chcę.
OdpowiedzUsuńNie wspominam najlepiej Potopu. Quo vadis i Chłopi - owszem, też mogłyby tam trafić. Jednak przy spontanicznym pisaniu nie pomyślałam o tych tytułach. Ziemi obiecanej nie cierpię, nie wiem dlaczego. Niet i tyle. Znudziła mnie do bólu.
Czarna lista: tak jest, Żeromski na pierwszym miejscu. Jak dla mnie to tylko Wierna rzeka nadaję się do czytania. O Conradzie się nie wypowiadam, bo znam tylko Jądro ciemności, a co do romantyzmu to sama też nie byłabym taka pewna. Lubię Norwida no i Pana Tadeusza ;-)