Oprócz książek, o których coś wystukam na blog, czytam także
sporo innych lektur – przede wszystkim na uczelnię. Wśród książek z zakresu
socjologii czasem zdarzają się takie, które czyta się lżej niż niejedną
beletrystykę. Tak jest na pewno z Telefonem
komórkowym Paula Levinsona i właśnie z Magicznym
światem konsumpcji George’a Ritzera. I tak zamiar przeczytania trzech
rozdziałów zakończył się przeczytaniem całej, niegrubej zresztą, pozycji.
Masa ciekawostek o McDonald’s i Disneyu, historia powstania
centrów handlowych i sporo o samym mechanizmie konsumpcji, są materiałem
ciekawym, mimo że dotyczą sytuacji w USA sprzed kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu lat. Pewne reguły
dopiero od niedawna widać w Polsce, a inne – w ogóle są na nią nieprzekładalne,
co oczywiste.
O ile w Stanach Zjednoczonych wielkie centra handlowe
ominęły początkowo największe miasta, a umiejscowiły się w tych mniejszych, o
tyle w Polsce to właśnie największe miasta przyciągały mieszkańców województwa
do pierwszych galerii handlowych.
Najpierw była Galeria Łódzka i Manufaktura, a później Focus Mall w Piotrkowie Trybunalskim. Co ciekawe, dla wielu mieszkańców Piotrkowa wciąż zakupy w Łodzi są „lepsze” niż te na miejscu. Kwestia nowego nurtu w turystyce, jakim są wyjazdy do centrów handlowych, są także elementem omówionym u Ritzera.
Najpierw była Galeria Łódzka i Manufaktura, a później Focus Mall w Piotrkowie Trybunalskim. Co ciekawe, dla wielu mieszkańców Piotrkowa wciąż zakupy w Łodzi są „lepsze” niż te na miejscu. Kwestia nowego nurtu w turystyce, jakim są wyjazdy do centrów handlowych, są także elementem omówionym u Ritzera.
Najciekawszym z omówionych zjawisk okazała się dla mnie
kwestia atrakcyjności symulacji. Miejsca związane z konsumpcjonizmem wykorzystują
fakt, że symulacja jest bardziej atrakcyjna od oryginału. Sztuczna przestrzeń,
na przykład wyspa, która należy do korporacji turystycznej, jest czysta i
dostosowana do potrzeb bogatych turystów. „Prawdziwa” wyspa, z tubylcami,
niebezpiecznymi targami rozmaitości i pełna śmieci, nie jest już tak ciekawa.
Przyjrzenie się powiększonej kopii Sfinksa w Las Vegas wielokrotnie stawia
prawdziwą, niższą rzeźbę, na straconej pozycji. W parkach rozrywki, na przykład
tych należących do Disneya, symulacja dominuje nad prawdziwością. Sztuczne drzewo
i rzeźbami afrykańskich zwierząt jest bardziej atrakcyjne od prawdziwego,
gdzieś na sawannie, bo pewnie na tym prawdziwym nie siedziałyby jednocześnie
różne gatunki małp i ptaków. Tym samym bardziej intensywne reakcje budzą w
odbiorcach wyolbrzymione kopie i w wielu przypadkach staje się już niemożliwe
czerpanie satysfakcji z oglądania prawdziwych eksponatów, rzeźb czy pomników
przyrody. Młode pokolenie, wychowane na symulakrach, jakimi są na przykład
filmy czy gry komputerowe, może poszukiwać w rzeczywistości tylu barw i takiego
tempa wydarzeń, które zna z tych zamienników. Tym sposobem przedmiot konsumpcji,
który jest symulacją, może stać się niebezpiecznym zamiennikiem, o czym
przekonują przecież historie uczestników kolejnej machiny konsumpcyjnej, jaką
są kasyna.
Ritzer wielokrotnie powraca do tych samych, dobrze znanych
przykładów, co niektórzy mogą uznać za wadę tej książki. Te same świątynie
konsumpcji są pretekstem do przedstawienia wielu zjawisk socjologicznych. Dla
mnie może niepotrzebne jest obszerne podsumowanie, które – przy tej objętości
książki – nadaje się do pominięcia, jeśli ktoś ją przeczytał od razu w całości.
George Ritzer, Magiczny
świat konsumpcji, tłum. Ludwik Stawowy, Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA, Warszawa 2004.
Komentarze
Prześlij komentarz