„Los utracony” Imre Kertésza – refleksja nad oczywistością

Inne spojrzenie na Holocaust. Od wewnątrz, z żydowskiej perspektywy, ale zadziwiające akceptacją warunków stawianych przez hitlerowców. Nastolatek, który dopiero co pożegnał ojca, sam zostaje zabrany do obozu. Przechodzi przez selekcję w Oświęcimiu, dzięki podwyższeniu swojego wieku do 16 lat. Trafia do Buchenwaldu. Nie buntuje się, nie stawia. Szybko przyzwyczaja się do obozowych warunków, które uważa za zupełnie naturalne. Mimo że nie ma jeszcze piętnastu lat, pracuje, bo tak mu każą, stoi na wielogodzinnych apelach i zrywa się o świcie do pracy. Wszystko dlatego, że ktoś ustalił taki porządek dnia. Porządek, który dla pierwszoosobowego narratora ma głęboki sens. On jest Żydem, tamci Cyganami, inni Niemcami.
Hierarchia jest dlatego, że nie ma innego wyjścia.
Kiedy wojna się kończy, a więźniowie obozów koncentracyjnych zostają wyzwoleni, główny bohater trafia do swojej rodzinnej miejscowości, wraca na Węgry. To, co przeżył przez rok pobytu w Arbeitslager, jest dla niego czymś oczywistym. Nie rozumie współczujących spojrzeń, troski, zdziwienia i przerażenia. Fizycznie jest zniszczony – efekt pracy, marnego jedzenia, pobić, koszmarnych warunków sanitarnych. Psychicznie wydaje się tylko dojrzalszy. Ale czy rzeczywiście? Uważa, że lagrze były szczęśliwe dni, że to też było życie. Normalne życie. Prawie z radością wspomina momenty, kiedy spotkał znajomego, kiedy udało mu się dostać zupy z dna kotła, kiedy do chleba był jakiś dodatek, na przykład marmolada. Jest zdziwiony, że inni nie podzielają jego odczuć. Że patrzą na niego z rozszerzającymi się oczami. On tam był i dostosował się do panujących warunków. Mało tego – uważa, że będzie w stanie przejść z tym wszystkim do porządku dziennego. Sprawę zamyka autor książki, tytułując ją Los utracony. Mimo że narrator tego nie zauważa, jego życie nie będzie takie, jak przed obozem. Nic nie będzie takie samo. Tylko jest za wcześnie, żeby piętnastolatek to zrozumiał. 

Imre Kertész, Los utracony, tłum. Krystyna Pisarska, Planeta Marketing, 2007

Komentarze

  1. W latach licealnych w ręce wpadł mi "Kadysz za nienarodzone dziecko" tegoż autora. Dokładnie po pierwszej stronie pomyślałam sobie: "Nie przebrnę..." Na szczęście udało się. Jeszcze inna odsłona wypaczeń po Holokauście. Zastanawiam się czasem, ile w powieściach Kertésza jest autobiografizmu, a ile "udawania" w stylu Borowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Potraktowałam Los utracony jako spojrzenie, które wykracza poza standardowy przekaz. Nie jest dla mnie niczym złym, że autor opisuje coś, czego nie przeżył i opisuje uczucia, których nie czuł. Sama staram się mocno odróżniać narratora i autora. To taki problem Kochanowskiego: skoro teraz uznajemy, że autor może sobie coś wymyślić i opisać, bo w końcu jest artystą, to dlaczego trzymamy się usilnie, że cykl misternie zaplanowanych Trenów powstał wskutek osobistych przeżyć? Słyszałam, że o Urszuli ani widu w księgach parafialnych. Ale czy to źle? Nawet jeśli autor wszystko wymyślił?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz