Książka, która zajmie ważne miejsce na liście tych,
które polecam. Książka wieloaspektowa. Napisanie czegoś o niej opiera się w
pierwszym, naturalnym odruchu radzenia sobie z wielością zjawisk, na selekcji.
Można ją czytać jak rodzinną sagę, jak apokalipsę, jak obrazek polskiej
tradycji, jak rodzinny dramat czy w kategoriach symbolicznych – rodzina Chochołów
jako ekwiwalent Krakowa, a szerzej – wszystkich miast i rodzin. Można też
skoncentrować się na interesującej warstwie językowej. Fakt, że powieść
napisana została prozą poetycką, był zasadniczym powodem, dla którego sięgnęłam
po tę książkę. Chcąc jednak ukierunkować swoją małą analizę, wybrałam warstwę intertekstualności
powieści Szostaka.
W książce roi się od nawiązań
kulturowych, w tym literackich, religijnych, historycznych czy mitologicznych.
Pierwszym, rzucającym się w oczy dialogiem literackim jest tytuł. Akcja
powieści dzieje się w Krakowie, mieście Stanisława Wyspiańskiego, a nazwisko
większości bohaterów brzmi: Chochoł. W tytule, by wzmocnić nawiązanie do
Wesela, nazwisko Chochołowie zredukowane zostało do formy urzeczowionej, do
określenia Chochoły. Wyspiański przewija się w powieści w naturalny sposób, a
pod koniec utworu, którego akcja dzieje się zimą i obejmuje dokładnie
kalendarzowy okres tej pory roku, jako okresu, w którym można zobaczyć
osłaniające krzewy chochoły, narrator używa sformułowania „chocholi taniec
Krakowa”. To określenie niemocy i rozpadu miasta, stanowiącego metonimię
rodziny Chochołów, która postanawia podzielić zamieszkiwaną przez nią rodową
kamienicę.
Kolejną grupę intertektualizmów stanowią
te religijne. Nie mówię tu tylko o szeroko opisanych obrzędach świątecznych czy
pogrzebowych, ale o drobiazgach, pojawiających się w powieści. Dwie na osiem
części utworu – pierwsza i przedostatnia – zakończone są ciągiem zwrotów
ułożonych na kształt litanii. Ta pierwsza opisuje w siedemnastu wersach Kraków,
a druga, analogicznie, głównego bohatera, rozszczepionego symbolicznie na
wszystkich członków rodziny. To nawiązanie do utworu Józefa Czechowicza pt.
Żal, w którym podmiot liryczny mówi o sobie „rozmnożony cudownie na wszystkich
nas".
Język religijny pojawia się też w innych
momentach, bezpośrednio w tekście, np. „babcia góralka, babcia malarka, babcia
królowa Chochołów”. Interesujący jest także sposób przytaczania pieśni – tych
żałobnych czy kolęd. Narrator przytacza ich fragmenty, pomiędzy wersy wtrącając
zwykłe opisy, co się dzieje, kto przyszedł, co myśli główny, bezimienny
zresztą, bohater. Po tych wstawkach przychodzi pora na następny w kolejności
wers pieśni. Nie można też uniknąć nawiązania do apokaliptycznej wizji końca
świata, wyraźnej w końcowej części utworu.
Drobne, jednak znaczące nawiązania,
zakotwiczają powieść w kulturze, sytuując ją pomiędzy dziełami, do których odniesienia
widać. Język utworu to proste nawiązanie do prozy poetyckiej Brunona Schulza.
Czytelnik, który zna tę twórczość, nie ma co do tego żadnej wątpliwości.
Narrator pierwszoosobowy, zarazem główny bohater, podkreśla związek swojej
powieści z Schulzem nie tylko swoimi nocnymi wędrówkami, podczas których
rozciągają się czas i przestrzeń, ale wprost, kilkakrotnie, używa określenia
„sklepy cynamonowe”. Opisy potraw oraz wspomnienie podglądania opalającej się
na łące kuzynki, przywołują na myśl letnie, senne opisy z Pana Tadeusza.
Czytelnik obserwuje ponadto rozrastanie się mitologii krakowskiej, legend,
które, opowiadane kilkakrotnie różnym osobom, zmieniają swoją treść. Widzi
także nawiązania do mitologii starożytnych, np. w słowach, określających babcię
jednocześnie jako Korę i Demeter. Można też dopatrzeć się odniesienia do
twórczości Czesława Miłosza, do jego Piosenki o końcu świata – koniec następuje
tu i teraz, niezauważony przez osoby trzecie, a polegający na rozpadzie
jakiegoś elementu rzeczywistości, tu – rozpadu idei wspólnego,
wielopokoleniowego Domu. Sposób opisu oblężenia starej części Krakowa, do
którego dochodzi w ostatnich rozdziałach powieści, jest analogiczny do
zamknięcia zadżumionego miasta u A. Camusa. Tam ludzie umierali na dżumę, a w Krakowie
– na bezsenność. Pochówki odbywają się podobnie – ciała owinięte w
prześcieradła są grzebane w zbiorowych mogiłach. Oblężone od środka stare
centrum Krakowa jest przeniesieniem sytuacji z Domu, który zamienia się w
zwykły dom, kamienicę bez filozofii. Z idei wspólnego Domu pozostaje tylko
centralny punkt, tzw. sala kolumnowa, której nienaruszalności bronią seniorzy.
Czytelnik widzi też przeniesienie
Krakowa w inne miasta, na Wenecję czy Jerozolimę. Opis Krakowa, w którym
zamiast ulic są kanały, nie uważam za udany, jest dosyć sztuczny w
przeciwieństwie do pozostałych odniesień, ale uzasadniony – zastąpienie Krakowa
Wenecją pozwoliło uniknąć mówienia o samochodach jako środkach transportu.
Pojazdach, które nie pasowałyby do rzeczywistości ustalonej blisko natury.
Jednak kreowana jest tu natura miasta, a nie tradycyjnie postrzegana przyroda.
I jest jeszcze coś. Coś, co wprawiło
mnie w zdumienie. Po tych wszystkich klasycznych odniesieniach, pojawia się
jeszcze jedno. Początkowo broniłam się przed uznaniem go, ale jest zbyt
wyraźne. Kraków się rozpada, dzieli, ogarnięty zamieszkami, nazwanymi wojną.
Długie, nagle bezładne zdania opisu, destrukcja, pojawiające się pytania, kto
jest za, a kto przeciw. Nazywanie przeciwników „tatarami” i brak bluźnierstw to
jedyne różnice. Szostak buduje wojnę krakowską z tatarami-separatystami na wzór
wojny polsko-ruskiej, opisanej przez Masłowską.
Zakończenie powieści stanowi
podkreślenie, że burzony Rynek Główny i konflikt krakowski to rozpadający się
Dom Chochołów i narastające w rodzinie antagonizmy. Wszystko, cały porządek
świata, trzeba będzie budować na nowo.
Dopisane w maju 2015: Na konferencję zatytułowaną "Tekst, pretekst, paratekst" podjęłam się wyzwania analizy powieści Szostaka jako utworu intertekstualnego. Zauważyłam, że im więcej tekstów literackich znam, tym więcej nawiązań dostrzegam w tej powieści. Przy lekturze, której wynikiem był powyższy wpis, nie zauważyłam na przykład, bo nie znałam jeszcze, odniesień do Stu lat samotności Marqueza (umieranie na bezsenność). Podczas dyskusji po moim referacie, okazało się, że uczestnicy konferencji dostrzegli w jednej z przytoczonych przeze mnie litanii nawiązanie do Norwida, a w scenie otwierającej utwór - do powieści Pereca Życie. Instrukcja obsługi. Myślę, że sięgnięcie po tę książkę za jakieś dziesięć lat, kolejnych spędzonych na poznawaniu tekstów literackich, zaowocowałoby dostrzeżeniem kolejnych nawiązań, które nie mogą być przypadkowe.
Wit Szostak, Chochoły, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2010.
Dopisane w maju 2015: Na konferencję zatytułowaną "Tekst, pretekst, paratekst" podjęłam się wyzwania analizy powieści Szostaka jako utworu intertekstualnego. Zauważyłam, że im więcej tekstów literackich znam, tym więcej nawiązań dostrzegam w tej powieści. Przy lekturze, której wynikiem był powyższy wpis, nie zauważyłam na przykład, bo nie znałam jeszcze, odniesień do Stu lat samotności Marqueza (umieranie na bezsenność). Podczas dyskusji po moim referacie, okazało się, że uczestnicy konferencji dostrzegli w jednej z przytoczonych przeze mnie litanii nawiązanie do Norwida, a w scenie otwierającej utwór - do powieści Pereca Życie. Instrukcja obsługi. Myślę, że sięgnięcie po tę książkę za jakieś dziesięć lat, kolejnych spędzonych na poznawaniu tekstów literackich, zaowocowałoby dostrzeżeniem kolejnych nawiązań, które nie mogą być przypadkowe.
Wit Szostak, Chochoły, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2010.
Nie wiem na ile ta akurat warstwa najbardziej charakteryzuje "Chochoły", osobiście skupiłbym się na innych, ale właśnie dzięki temu przeczytałem o kilku rzeczach, które mi umknęły - dzięki wielkie. Zastanawia mnie trochę na ile wyraźne jest to odnoszenie się do "Dżumy", nie mam akurat jej pod ręką, nie porównam językowo - podobne formy grzebania zmarłych to trochę mało, można by coś więcej wspomnieć. Tym nie mniej dzięki za Twoją analizę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo miło, że moja recenzja - a w tym przypadku analiza nawiązań literacko-kulturowych skłoniła Cię do sięgnięcia po powieść. Jak zaznaczyłam na wstępie - wybrałam spośród wielu sposobów odczytywania tej powieści właśnie intertekstualizmy, ponieważ staram się bardziej analizować, a mniej recenzować. Co do Dżumy - nie tyle co o język, chodziło mi raczej o zamknięcie miasta i opisy spuchniętych od braku snu twarzy - ponieważ lektura Dżumy bardzo głęboko zapadła mi w pamięć naturalistycznymi opisami, za którymi nie przepadam, fragment "oblężenia" Starego Miasta otworzył mi w głowie właśnie skojarzenia z prozą Camusa. Być może subiektywne. Ale jednak znaczące.
OdpowiedzUsuń